Mrozu – Pablo E. Słuchając po raz pierwszy Aury, z której Pablo E. pochodzi, nie byłam zachwycona tym numerem. Dopiero na koncercie inaczej na niego spojrzałam. Ostatnio przeglądałam nagrania z owego wydarzenia i od tamtej pory Pablo E. ciągle za mną chodzi. Lubię ten funkowy vibe i przede wszystkim tematyka utworu jest bardzo pomysłowa.
Vance Joy – Riptide. Od czasu do czasu przypominam sobie o tej piosence i zazwyczaj dzieje się to w bardzo odpowiednim momencie. Teraz, gdy zza rogu wygląda jesień, ochładza się i coraz częściej pada deszcz, tak słoneczny utwór pozwala utrzymać dobre samopoczucie i zapewnić ostatnie powiewy lata. Gdybym miała wskazać najmilszy i najbardziej uroczy kawałek, wybrałabym właśnie Riptide.
Selena Gomez – Feel Me. Tegoroczna płyta Seleny mile mnie zaskoczyła, jednak całkowicie przegapiłam jej rozszerzone wydanie. Zajrzałam do niego niedawno i odkryłam bardzo wakacyjne, chwytliwe Feel Me. Podoba mi się funkcjonalność (?) tegoż numeru – zdaje się, że będzie odpowiedni zarówno do tańca, jak i do odpoczynku. Choć rytmiczny charakter od razu zaprasza do podrygiwania.
Billie Eilish – everything i wanted. Do Billie i jej fenomenu mam dość neutralny stosunek, ale przyznać należy, że potrafi zrobić dobre kawałki. Jeden z najnowszych, everything i wanted, stanowi tego potwierdzenie. Niespieszny rytm, bardzo nastrojowa atmosfera i wiele emocji ukrytych pod zblazowanym wokalem artystki. Nie wszystko od Billie kupuję, ale tę piosenkę – w całości.
Męskie Granie Orkiestra 2020 – Świt. Dziwię się, że jeszcze nie poruszałam tematu tegorocznego hymnu Męskiego Grania. Nie zdziwił mnie udział Darii Zawiałow, natomiast bardzo (pozytywnie) zaskoczyła mnie obecność Króla. Sam numer jest świetny – genialna energia, powiew świeżości w stylistyce dotychczasowych singli i fajny, pozytywny tekst. I wejście Igo niemal tak genialne, jak wejście perkusji w In The Air Tonight Phila Collinsa.
Lao Che – Godzina W. Zwykle sierpień upływa mi pod znakiem słuchania albumów traktujących o tematyce powstania warszawskiego. Nie inaczej było w tym roku. Najczęściej towarzyszył mi album Lao Che o tej tematyce i tym razem najbardziej upodobałam sobie Godzinę W. Nie chcę za bardzo mówić o tej piosence, bo ona jest z tych, co mówi sama za siebie.
twenty one pilots – Fairly Local. Wpadłam na ten utwór przypadkiem i przypomniało mi się, jak swego czasu zapętlałam go bez przerwy. I nie bez powodu. Zaczyna się niepozornie, choć z miejsca tajemniczo, by po kilku sekundach z pełną mocą wkroczyć na właściwe tory. Kapitalna jest to piosenka, z refrenem raczej nie do podrobienia.
Ciekawe spostrzeżenie o piosence Seleny. Właśnie mam podobne wrażenie o całej nowej płycie - taki chilout wymieszany z tanecznymi bitami.
OdpowiedzUsuńNowy wpis na the-rockferry.pl
"everything i wanted" to chyba jedyna piosenka Billie Eilish, którą lubię od początku do końca. Podoba mi się też nowe Męskie Granie, chociaż mam wrażenie, że poprzedni hymn był lepszy. Natomiast najbardziej z tego wpisu trafiło do mnie "Fairly Local". Świetny kawałek, który kiedyś w ogóle do mnie nie dotarł, a dzisiaj proszę - właściwy moment :)
OdpowiedzUsuńCzęsto słucham "Riptide", mam dobre wspomnienia związane z tym utworem. Rzadziej wracam do albumu, na którym się znalazł, pozostałe utwory jakoś nie mają do niego startu. ;) Za największe osiągnięcie spod szyldu Męskie Granie wciąż uważam "Początek", "Świt" nie siada aż tak bardzo, ale podoba mi się bardziej niż zeszłoroczny utwór.
OdpowiedzUsuńU mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńLubię Feel me ❤
OdpowiedzUsuń