
Dwa lata temu odkryłam pewnego wokalistę. Wówczas
debiutował, zatem niewiele o nim wiedziałam. Ciemna, brązowo-pomarańczowa
okładka płyty z czaszką wplecioną w kwiat mignęła mi na Spotify; niecodzienna
szata graficzna zaintrygowała mnie na tyle, że bez wahania włączyłam pierwszy
longplay Barnsa Courtneya – bo to o nim będzie dziś mowa. Bardzo szybko
wchłonęłam jego muzykę, nabierając ochoty na kolejne piosenki równocześnie z
wybrzmieniem ostatniej nuty. Dzisiaj z okładki 404 spogląda na
nas nieco przestraszony i zdezorientowany wokalista, do którego wyciągają ręce
postacie z ekranami komputerowymi zamiast głów. Brzmi jak opis filmu
sensacyjnego? Po trosze tak; niemniej sensacji na 404 nie
uświadczymy.
Debiutancki album Barnsa, The Attractions of Youth,
zauroczył mnie od pierwszego dźwięku. Wokalista od razu kupił mnie swym
charakterystycznym, zachrypniętym głosem oraz przybrudzonymi, garażowymi
numerami. Byłam wówczas nieświadomie stęskniona za podobną muzyką, rockiem
rodem z lat 70., więc do The Attractions… często wracałam, mając
cichą nadzieję, że kolejny krążek Brytyjczyka również będzie utrzymany w
podobnej stylistyce. Wystarczą pierwsze chwile z Hollow, kawałkiem
otwierającym 404, by przekonać się, że niestety nie będzie to The
Attractions of Youth vol. 2.
Szkoda. Nie zrozumcie mnie źle; lubię, bardzo lubię, gdy
artyści eksperymentują ze swoim brzmieniem, szukają nowych rozwiązań, próbują
stworzyć coś świeżego i dotychczas nieznanego. Lubię, gdy wychodzą poza ramy i
szufladki, w które zdążono ich wrzucić. Nie lubię natomiast, gdy ich twórczość
się komercjalizuje. A odnoszę niemiłe wrażenie, że druga płyta Barnsa Courtneya
to właśnie komercha. Może nie taka ostentacyjna i chamska, bo jednak
gdzieniegdzie słychać pierwotnego Barnsa, niemniej 404 bliżej do
radiowych kompozycji aniżeli do niszowego rocka, do którego artysta zdążył nas
przyzwyczaić.
W gruncie rzeczy 404 nie jest taką najgorszą
płytą. Produkcja stoi na wysokim poziomie, technicznie niewiele można się
przyczepić. Nie są to też kawałki, które z miejsca odrzucają odbiorcę. Owszem,
jest kilka zgrzytów (wspomniane już, nudne Hollow czy You And I o
niezwykle irytującym refrenie), ale pojawiły się także numery, które naprawdę
idzie polubić. Zaliczam do nich stonowane The Kids Are Alright o fajnie
podkreślonym refrenie i całkiem przyjemne Castaway. Dwa kolejne kawałki
– Babylon i Cannonball – także nie odstają od poprzedników.
Wychodzi więc na to, że dopiero pod koniec krążka zaczyna robić się ciekawie i
rzeczywiście słychać Barnsa, którego polubiłam. Żal, że to tylko raptem cztery
kawałki, ale dobre i to. Mimo wszystko ich obecność nie ratuje ogólnej
prezencji krążka. Pierwsze kompozycje pozostawiają niesmak, niedosyt, trochę
rozczarowania. Nawet dobre jakościowo zwieńczenie całości nie potrafi puścić w
niepamięć początkowych wrażeń z odsłuchu.
404 to nierówny album. Początkowe nagrania
zupełnie do mnie nie przemawiają, czuję do nich wręcz pewną niechęć. Końcówka
ratuje sytuację, ale ledwo impreza się rozkręci, już wybrzmiewają ostatnie
sekundy Cannonball. Mam mieszane uczucia względem całości, trudno mi
jednoznacznie skomentować tę płytę. Wiem, że moje nastawienie względem krążka –
oczekiwanie konkretnej stylistyki – spaczyły jego odbiór i nie potrafię
spojrzeć nań obiektywnie. Nie będę zatem udawać, że się nie zawiodłam.
Zawiodłam się, bo kładłam w Barnsie spore nadzieje. Tymczasem ze smutkiem
wracam do debiutu, bo pomimo kilku dobrych momentów, 404 nie
dorasta The Attractions of Youth do pięt.
★★★★☆☆☆☆☆☆
po-słuchaj: The Kids Are Alright, Castaway
Też nie lubię jak artyści zmieniają swoje brzmienie, więc rozumiem Twoje rozgoryczenie. Trzeba liczyć, że kiedyś wróci do korzeni, albo pójdzie w jeszcze innym (lepszym) kierunku. ;)
OdpowiedzUsuńU mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam.
Podoba mi się brzmienie jego głosu. Okładka bardzo intrygująca, ale opis poprzedniczki jest bardziej zachęcający.
OdpowiedzUsuńNowy wpis na http://the-rockferry.pl
Nie słyszałam nigdy tego artysty, ładny ma głos:)
OdpowiedzUsuń"The Kids Are Alright" jest jakieś bezpłciowe ;) Wokal okej, ale aranżacje mnie nie zachęcają. Nie słyszałem o nim wcześniej i chyba z odkrywaniem jego muzyki poczekam aż zrecenzujesz kolejny album, o ile się ukaże :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
Dodam tylko, że u mnie nowy wpis i że zapraszam ;)
UsuńMiłego weekendu! :)
głos ma fajny, taki który cię obudzi i nie bd stać jak kołek. :D
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy post
https://rebellek.wordpress.com/
Nie znam, ale Twoja ocena nieszczególnie przekonuje mnie by to zmienić...
OdpowiedzUsuńNowy post, zapraszam
https://scarlett95songs.blogspot.com/
Chwilowo nie mam go w planach ♥
OdpowiedzUsuń