środa, 25 września 2019

I po co w ogóle chodzisz na te koncerty? Felieton

Zaczyna się jesień, pora roku przez wielu nielubiana, a z wielu względów moja ulubiona. Jednym z nich jest rozpoczęcie sezonu koncertowego. Artyści wracają do klubów, by ich fani mogli usłyszeć swoje ukochane kawałki na żywo. Każdy występ live to niesamowite przeżycie, co nie wszyscy uczestniczący doceniają. Właśnie zachowanie niektórych osób na koncertach skłoniło mnie do napisania tego tekstu i głośnego zastanowienia się: po co chodzicie na te koncerty?

Już na wstępie chciałabym sprostować kilka rzeczy: nie chcę tym tekstem nikogo obrazić, tylko podzielić się z Wami kilkoma sytuacjami z koncertów, które na długo utkwiły mi w pamięci i które dały mi do myślenia. Oczywiście, każdy przeżywa występy na żywo w swój sposób: są osoby zaangażowane w stu procentach, zdzierają gardła, łapią zadyszkę od ciągłego tańczenia i skakania. Są też takie, które stoją sztywno z założonymi rękami i przeżywają całe wydarzenie wewnątrz siebie. Są też tacy pomiędzy  trochę poskaczą w rytm ulubionej piosenki, trochę postoją w skupieniu, chłonąc w siebie muzykę. Istnieje także czwarta kategoria, całkowity misz masz, bo rozstrzał zachowań niestandarowych podczas koncertów jest tak duży, że trudno ująć go w kilku słowach.

Sytuacja numer jeden. Koncert jednego z moich ulubionych zespołów. Stoję przy drzwiach  co niestety było błędnym posunięciem z wielu powodów  przede mną, oczywiście, dwumetrowy mężczyzna zasłaniający scenę. No okej, przyzwyczaiłam się. Tłum okropny, trudno się jakkolwiek przecisnąć. Wysoki pan jest ze swoją partnerką. Rozmawiają, śmieją się, czasem zaklaszczą, i to w średnio odpowiednich momentach, jednak większość czasu spędzają z oczami w swoich smartfonach. Kątem oka widzę, jak kobieta szuka noclegu na Bookingu. Trochę dziwne, ale spoko, nie wnikam. Kilka sekund później para zaczyna się głośno zastanawiać, czy do Zakopanego to pojechać może na dwa dni, a może na pięć? Albo w ogóle może gdzieś indziej? Ej, a weź poszukaj jakiejś Majorki. Szukają tego noclegu, szukają, w końcu pan uruchamia aparat, nagrywa dwie piosenki, ciągle rozmawiając z partnerką, po czym oboje wychodzą. Wreszcie, myślę sobie, popatrzę trochę na tę scenę. I patrzyłam, ciągle myśląc o tych ludziach, którzy zapłacili pieniądze za koncert, a z którego nie wynieśli nic poza zarezerwowanym (bądź nie) noclegiem i dwoma słabej jakości nagraniami.

Sytuacja numer dwa. Wówczas jeden z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie koncertów i na ten moment jeden z najlepszych, na których byłam. Przed gwiazdą wieczoru mało znany support, ale bardzo zdolny; wciąż czekam na ich debiutancką płytę. Wokalista ów supportu jest osobą bardzo charakterystyczną, oryginalną, o własnym i niecodziennym stylu. Za mną stoi dwóch osiłków, którzy nie szczędzą krytyki hejtu w stronę artysty. Nie będę przytaczać dokładnych słów, ale chyba wszyscy domyślacie się, jakie epitety, wsparte głupkowatym rechotem, poleciały. Rzecz jasna nie zwracali uwagi na muzykę, która była naprawdę dobra. Myślę, że nie warto już mówić więcej; zapewne każdy z nas takich ludzi spotkał na swojej drodze i wie, że najlepiej ich zignorować, ale zawsze to przykro, taki otwarty, totalny brak szacunku dla artysty i przede wszystkim drugiego człowieka.

Sytuacja numer trzy, chyba klasyka gatunku. Koncert Ellie Goulding sprzed kilku lat na warszawskim Torwarze. Miejsce na płycie, stoję gdzieś z tyłu. Przez dwie, może trzy pierwsze piosenki mam sympatyczny widok, nic mi nie przeszkadza, nic, tylko się bawić. Moje plany postanowił zniweczyć pewien nieznajomy, który z opóźnieniem wyciąga tablet. Chyba nie muszę mówić nic więcej, prawda? Cały występ widziałam przez ekran jakiegoś typa, który  mogę się o to założyć  nawet nie obejrzał go po powrocie do domu. Tylko ten plik zajął sporo miejsca na dysku. Cytując Kayah, po co po co po co po co?

Te trzy sytuacje najbardziej zapadły mi w pamięć, choć byłam świadkiem wielu kłótni, wyzwisk, głośnego rozmawiania na naprawdę przeróżne tematy, chamskiego przepychania się bez słowa i zupełnego ignorowania tego, co się dzieje na scenie. I wszystko to skłania mnie do zadania tytułowego pytania. Gdzie jest sens? Wydać pieniądze (często nie takie znów małe), poświęcić czas na dojazd, powrót i sam koncert, tylko po co? Skoro na pytanie i jak było? taka osoba pewnie ma pustkę w głowie, bo nie pamięta, co się działo. Może też nie pamiętać, na czyim koncercie w ogóle była. Różnie w życiu bywa.

Podkreślam jeszcze raz  nie oceniam, tylko się zastanawiam. Bo tak długo, jak ktoś, zachowując się nieco inaczej niż reszta, nie przeszkadza innym w dobrej zabawie, nie widzę problemu. Ale sytuacje wyżej wymienione z miejsca psują pozostałym nastrój i chęć na uczestnictwo w takim wydarzeniu. Fascynują mnie takie jednostki, choć powodów takiego zachowania można się łatwo doszukać. Zrobię multum zdjęć, jeszcze więcej nagrań, wstawię na Instagrama i Facebooka  patrzcie, tu byłem, tu stałem, tu widziałem. Nie zrozumcie mnie źle: nie mam nic przeciwko dokumentowaniu koncertów, sama to robię, jednak zwykle pstryknę kilka zdjęć, nagram pół minuty ulubionego kawałka i chowam telefon, żeby ani sobie nie zepsuć wieczoru, ani pozostałym. Też mogę z dumą podzielić się tym nagraniem czy zdjęciem na mediach społecznościowych, ale nie zakłócając nikomu wieczoru.

Ale wyzwiska? Absolutne lekceważenie artysty? Można pomyśleć: zapłacili za bilet, muzycy zarobili, w czym kłopot? Tylko co z tego, że zarobili, skoro z pewnością dostrzegli odwróconych do nich tyłem ludzi, bardziej zainteresowanych swoim telefonem, piwem, partnerem, czymkolwiek, tylko nie ich pracą. Zapewne już się uodpornili i przyzwyczaili do podobnego widoku, jednak wciąż uważam, że tak się swoich ulubionych artystów traktować nie powinno.

Domyślam się, że ten tekst nie dotrze do osób, które zachowują się jak wyżej wymienione przypadki, ale nie mam na celu zbawiania świata. Wiem, że takich jednostek nie da się zmienić i dalej, chodząc na jesienne koncerty, będę świadkiem podobnych sytuacji. Chciałam wyrzucić z siebie to wszystko i zapytać Was, czy Wy też dostrzegacie ten problem. Macie podobne doświadczenia? Podzielcie się nimi, jestem bardzo ciekawa!

PS Na pocieszenie sympatyczna sytuacja. Wracam z koncertu Organka taksówką, kierowcą jest Ukrainiec, który jeszcze słabo mówi po polsku. Rozmawiamy, wszystko fajnie, choć chwilami trudno się dogadać, w końcu pyta, skąd tak późno wracam. Mówię, że z koncertu Organka. Kiwa głową w zamyśleniu i twierdzi, że fajnie, fajnie, on też był na ich koncercie, ale to było tak z dziesięć lat temu. Zastanawiam się nad tym  w końcu zespół wówczas jeszcze nie istniał  ale nie komentuję. W końcu kierowca odzywa się: nie no, te Organki to fajny instrument jest ;)

7 komentarzy:

  1. świetny tekst (a pan taksówkarz mnie rozbroił), w głowie słyszałam jak to wszystko opowiadasz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie najbardziej irytuje zachowanie ludzi na festiwalach. Tam jak się dalej od sceny ustanie to gadanie jest nieodzownym elementem, bo wiele osób przychodzi na koncert bo nie ma co ze sobą zrobić i czeka tylko na jakiś inny zespół. O! albo te wędrówki i przeciskanie się by być jak najbliżej sceny, chociaż tam nawet szpilki się już nie wciśnie. A stawanie przede mną 2-metrowych osób to już klasyka.

    Nowy wpis na http://the-rockferry.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. Też spotkałam się z tymi sytuacjami, które tu wymieniasz. Najbardziej mnie chyba denerwuje to, że ludzie zamiast patrzeć na scenę, słuchać i ponieść się emocjom, które towarzyszą kiedy widzisz swojego ulubionego artystę, to stoją i patrzą przez telefon nagrywając całe show. WTF? Bardzo ciekawy post a jego zakończenie z taksówkarzem bardzo zabawne haha :D Szczerze powiedziawszy to tytuł mi się skojarzył z czymś innym - moją sytuacją, gdzie rodzina mnie ciągle pyta po co w ogóle chodzę na te koncerty. Bo to jest kompletna strata pieniędzy xD

    Pozdrawiam!
    www.rebellek.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyznam się szczerze, że oglądam na YT filmiki fanów z koncertów, których jestem ciekawa, ale jednocześnie uważam, że stanie cały koncert z telefonem w ręku jest brakiem szacunku dla artysty.

    A co do Organka, z takim nazwiskiem musiał zostać muzykiem :)

    Nowy post, zapraszam
    https://scarlett95songs.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Akurat telefony mi tak nie przeszkadzają (chociaż spędzenie całego koncertu z telefonem w dłoni jest słabe), ale dla ludzi, którzy przychodzą 5 minut przed koncertem i wpychają się przed tych, co przyszli dużo wcześniej, jest osobne miejsce w piekle. :P
    Jak byłam na występie Kylie Minogue na Open'erze, to bardzo przeszkadzał mi pan, który rzucał wulgaryzmy w jej stronę, nie wiem nawet dlaczwgo, Kylie nie jest osobą, która zasługuje by ją zwyzywać od k.... Tak czy inaczej ciężko mi było to pojąć.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zauważyłem, że im starszy się robię, tym mniejszą mam ochotę chodzić na koncerty i to głównie z powodów, które opisujesz. Gdzieś mi się chyba cierpliwość skończyła. Z drugiej strony, mam już bilety na kolejne trzy koncerty, więc sam sobie trochę zaprzeczam ;) No ale, jak mam okazję po raz pierwszy w życiu zobaczyć Bjork, to chyba jakoś wytrzymam te telefony i tablety :) Z trzeciej strony, ceny biletów robią się coraz bardziej z kosmosu i czasami, z wygody i oszczędności, wolę sobie zapuścić płytę w domu :)

    Pozdrowienia i zapraszam na nowy wpis :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja wolę zrobić jakieś 20 zdjęć z całego koncertu jako pamiątkę, zajmie to mniej niż 10 minut łącznie, a ja mogę przeżyć koncert i coś też mieć po nim, ale cały czas nie wyobrażam sobie robić fotek i kręcić..

    OdpowiedzUsuń