
Na krążek składa się dwanaście różnorodnych kompozycji. I właściwie określenie różnorodny jest słowem kluczem w tym przypadku. To, co wyróżnia Carnival Youth na tle innych zespołów, to gotowość do wszelakich dźwiękowych kombinacji. Muszę przyznać, że dawno nie słyszałam tak eksperymentalnych kawałków. Początkowo w moich odczuciach dominował chaos, który trudno było mi jakkolwiek poskromić. Z czasem przyzwyczaiłam się do tych pozornie bezładnych kompozycji i dotarło do mnie, że właśnie w tym brzmieniowym rozgardiaszu tkwi cały urok.
Niełatwo utożsamić tę płytę z jednym gatunkiem, nurtem czy stylem. Słuchając Good Luck, przychodzi mi do głowy zbyt wiele nawiązań i skojarzeń, by wrzucić album do wybranej szufladki. Przoduje przede wszystkim rockowy, gitarowy charakter, regularnie podkreślany syntezatorami oraz... skrzypcami. Połączenie o tyle dziwne, co intrygujące, ale co ważniejsze – udane. Zdaje się, że właśnie skrzypce stanowią wyróżnik poszczególnych utworów, bo gdyby nie ich dobre wykorzystanie, piosenki bardzo straciłyby na atrakcyjności i prawdopodobnie zginęłyby w tłumie. A tak linia melodyczna płyty jest na tyle charakterystyczna, że nie daje popaść w zapomnienie.
Cała płyta ma bardzo szczególny klimat. W ogóle jest dość specyficzna i wydaje mi się, że nie wszystkim przypadnie do gustu, zwłaszcza osobom nielubującym się w śmiałym majstrowaniu przy dźwiękach, dającym efekty co najmniej cudaczne. Ale jednostki poszukujące właśnie nowatorskich (choć niezupełnie) rozwiązań będą zachwycone. Good Luck pachnie późnym latem, które styka się już z nadchodzącą jesienią. Wakacyjna beztroska przeplata się z październikową melancholią, jednak niezmiennie świeci wesołe słońce. Nad tym połączeniem dryfuje z lekka niepokojący, psychodeliczny nastrój, wydawać by się mogło – zupełnie niepasujący, a jednak ładnie dopełniający całokształt. Album jest tak skonstruowany, że trudno znudzić się słuchaniem go. Nawet przy bardziej stonowanych kawałkach – jak chociażby Coral Castle czy Boys Do Cry – nie da się choćby ziewnąć, nie wspominając o największych energetycznych numerach tej płyty – Desktop, Pumpkin Pie czy Baby. A fanom serialu Przyjaciele polecam piosenkę Friends; ja nieźle się zaskoczyłam, słysząc nawiązania do ulubionego sitcomu.
Próbuję ułożyć sobie w głowie jakieś ładne i jednoznaczne podsumowanie, ale to niełatwe zadanie. O Good Luck można powiedzieć naprawdę dużo, każdy pojedynczy utwór omówić niezwykle szczegółowo, bo Carnival Youth stworzyli krążek wieloaspektowy, ze zwróceniem uwagi na najdrobniejsze elementy. Zamiast opisywać kolejno kompozycje, po prostu polecę Wam przesłuchanie tej płyty. Wielokrotne. Gdy pierwsze niezrozumiałe poczucie chaosu minie, łatwo pochłonąć Good Luck w trymiga. Warto mu się przysłuchać.
★★★★★★★☆☆☆+
po-słuchaj: Landlord, Birthday, Coral Castle, Side by Side
Te smyczki w "Boys Do Cry" są świetne. Zaintrygował mnie ten zespół, zapisuję na listę "do przesłuchania".
OdpowiedzUsuńU mnie kilka nowych wpisów, zapraszam i pozdrawiam. :)
Posłuchałam fragmentu "Baby" i jakoś szczególnie mnie nie zachęca...
OdpowiedzUsuńNowy post, zapraszam
https://scarlett95songs.blogspot.com/
Całkiem wakacyjnie to brzmi. Szczerze mówiąc myślałam, że są polską grupą.
OdpowiedzUsuńNowy wpis na www.the-rockferry.pl/
Baby całkiem spoko ❣
OdpowiedzUsuń