O nowościach na szybko: Marina, Ashley Tisdale, James Bay
Marina –Love + Fear. Rozczarowanie roku. Proszę mi wybaczyć tak brutalny wstęp, ale w tym przypadku nie ma co owijać w bawełnę. To, co zadziało się na dwuczęściowym powrocie Mariny, jest zwyczajnie przykre. Zwłaszcza, gdy mamy w pamięci płyty tak rewelacyjne, jak Electra Heart czy The Family Jewels. Przy nich Love + Fear wypada tanio, nijako i blado. Z szesnastu utworów, ktore składają się na czwarty album Mariny (niegdyś + The Diamonds), tylko dwa zostały ze mną na dłużej. Handmade Heaven, choć nie grzeszy oryginalnością, przyjemnie buja i można przy nim odpłynąć, nucąc pod nosem błogą melodią. Pewnie Was zaskoczę, ale drugą piosenką jest Baby. Typowo radiowy utwór z wpływami latino też nie jest niczym specjalnym, jednak kojarzy mi się z wakacjami i ciepłymi dniami, których ostatnio tak brakuje. Może dlatego Baby tak często u mnie ostatnio gości – jako guilty pleasure, ale nadal. Wracając do całokształtu; niegdyś uważałam Marinę za jedną z najciekawszych postaci na popowej scenie muzycznej. Dzisiaj, za sprawą Love + Fear zdegradowała się do poziomu miałkich, radiowych wokalistek, jakich wiele. Szkoda, wielka szkoda.
Ashley Tisdale –Symptoms. Wychowałam się na filmach i serialach Disneya, a Ashley Tisdale była jedną z moich pierwszych idolek. Może nie śledzę jej działalności jak niegdyś, ale sentyment pozostał, dlatego byłam ciekawa, jak Symptoms– pierwszy od 10 lat album – będzie się prezentował. I muszę przyznać, że jest całkiem nieźle. Płyta brzmi nowocześnie, koncentruje się wokół popu i elektroniki, czyli w zasadzie standard, jeśli chodzi o dzisiejszy rynek. Nie mogę powiedzieć, że Symptoms to coś przełomowego i wyjątkowego. Nie przewiduję też wielkich sukcesów sprzedażowych. Mimo tego można spędzić z tą płytą przyjemne chwile. Przestrzenne, lekkie melodie gładko płyną, zwłaszcza w duecie z delikatnym wokalem Ashley. Szczególnie upodobałam sobie miękkie Looking Glass oraz bardziej urozmaicone Voices In My Head. Niemniej pojedynczo piosenki nie sprawiają takiego wrażenia, jak słuchane wszystkie razem. Symptoms lepiej słuchać całościowo, za jednym zamachem; dzięki temu nastaje wyluzowany, letni klimat. Tak jak wspominałam, fajerwerków tutaj nie ma, ale kompletnej tragedii też próźno szukać.
James Bay –Oh My Messy Mind.Jutro, 18 maja, minie rok, odkąd premierę miała płyta Jamesa BayaElectric Light, a artysta już zdążył podzielić się swoją nową muzyką. Czteronagraniowa EPka różni się odElectric Light i bardziej pasuje do początkowych dokonań Jamesa. Oh My Messy Mind składa się z subtelnych, emocjonalnych utworów, opartych głównie na gitarze. Nie jest to muzyka, której słucham na co dzień, jednak należy przyznać, że James potrafi bezbłędnie stworzyć autentyczny i nieprzesadzony, intymny nastrój. Najwyraźniej słychać to w pięknym, stonowanym, ale naładowanym emocjonalnie utworze Bad, któremu nawet ja nie mogłam się oprzeć. I choć Electric Light był ciekawym eksperymentem i fajną odskocznią, to charakter Oh My Messy Mind bardziej Jamesowi pasuje.
Zawiodła mnie Marina, bo miałam duże oczekiwania w stosunku do tej płyty a dostałam materiał strasznie nijaki i nieciekawy. Ładnie za to wypadła Ashley. Jest zresztą tak jak piszesz: fajerwerków tutaj nie ma, ale kompletnej tragedii też próźno szukać
Gdzie nie wchodzę, tam wszyscy są zawiedzeni Love + Fear. Mam zamiar wziąć się za Marinę, ale ostatnio myślę sobie czy kompletnie warto... Interesuje mnie natomiast Ashley. Na razie prezentuje sie całkiem nieźle.
Narzekałam, że "Handmade Heaven" to takie nic, a okazało się, że to jedna z najlepszych kompozycji, ech... Pozostałe załączone utwory nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia, szczególnie Ashley Tisdale wyłączyłam z przyjemnością. :P Pozdrawiam. :)
Ashley nie nagrała albumu przełomowego, czy mega dobrego, ale porządny, nieskomplikowany. Odbieram go pozytywnie. A James? Jak zwykle mnie nie zawiódł. A "Bad" już jest jedną z moich ulubionych piosenek 2019 roku.
Nowy post, zapraszam https://scarlett95songs.blogspot.com/
Zawiodła mnie Marina, bo miałam duże oczekiwania w stosunku do tej płyty a dostałam materiał strasznie nijaki i nieciekawy.
OdpowiedzUsuńŁadnie za to wypadła Ashley. Jest zresztą tak jak piszesz: fajerwerków tutaj nie ma, ale kompletnej tragedii też próźno szukać
Nowy wpis na https://the-rockferry.pl/
Nie spodziewałem się niczego po Marinie, więc zawiedziony nie jestem. Zaskoczony też nie, bo już "Froot" mnie mocno wymęczyło ;)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia i zaproszenia na nowy wpis! ;)
PS. Nowy wpis u mnie, zapraszam i pozdrawiam weekendowo! :)
UsuńGdzie nie wchodzę, tam wszyscy są zawiedzeni Love + Fear. Mam zamiar wziąć się za Marinę, ale ostatnio myślę sobie czy kompletnie warto... Interesuje mnie natomiast Ashley. Na razie prezentuje sie całkiem nieźle.
OdpowiedzUsuńAshley do teraz znałam tylko z HSM :D
OdpowiedzUsuńNie przepadam za Love+Fear :3
OdpowiedzUsuńNarzekałam, że "Handmade Heaven" to takie nic, a okazało się, że to jedna z najlepszych kompozycji, ech... Pozostałe załączone utwory nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia, szczególnie Ashley Tisdale wyłączyłam z przyjemnością. :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Ashley nie nagrała albumu przełomowego, czy mega dobrego, ale porządny, nieskomplikowany. Odbieram go pozytywnie. A James? Jak zwykle mnie nie zawiódł. A "Bad" już jest jedną z moich ulubionych piosenek 2019 roku.
OdpowiedzUsuńNowy post, zapraszam
https://scarlett95songs.blogspot.com/