Szwedzka wokalistka Lykke Li
rozpoznawalność i uznanie zyskała dzięki świetnie przyjętemu
singlowi I Follow Rivers, a właściwie dzięki remiksowi tego utworu
wykonanego przez DJ-a Magiciana. Artystka może i nie ma w swej
dyskografii równie sławnego hitu, ale nie można odmówić jej
zmysłu muzycznego. Po fantastycznej płycie I Never Learn (2014),
przyszedł czas na jej następcę – so sad so sexy. Czy
rzeczywiście jest tak smutno i tak seksownie zarazem?
Jeśli miałabym określić muzykę
Lykke Li w jednym zdaniu, brzmiałoby ono mniej więcej tak:
skandynawski chłód, mrok i smutek poprzetykane nieśmiałymi
promieniami słońca. Na najnowszym albumie wokalistki pojawia się
troszkę więcej ciepła, czasem poczucia beztroski i luzu, jednak
Lykke wciąż oscyluje wokół aury tajemniczości, nocy i mgły,
chwilami balansując na granicy psychodelii. so sad so sexy nie jest
czymś odkrywczym czy przełomowym, ale niezwykle dobrze się tego
krążka słucha.
so sad so sexy od swojego poprzednika,
I Never Learn, różni się pod wieloma względami. Tam wyraźnie
wybijały się instrumenty żywe, podkreślane przez subtelne wpływy
elektroniki. Panowała wszechogarniająca melancholia, głos Lykke
był przejmująco posępny i pełen bólu – tym razem wokalistka
zmienia front. Pochmurny wokal oraz nostalgiczny klimat stanowią
pomost między so sad so sexy i I Never Learn. Najnowsza płyta to
częsty flirt z hiphopowymi, pulsującymi bitami, nonszalancki ton
głosu, zepchnięte na drugi plan instrumentarium oraz pogrążona w
mroku elektronika.
Aż połowę owych
spleenowo-romantycznych nagrań poznaliśmy przed premierą krążka,
a konkretnie były to sex money feelings die, deep end, two nights,
hard rain oraz utopia. Pierwsza z wymienionych zawiera w sobie
elementy psychodeliczne, ale nie wywarła na mnie większego
wrażenia; deep end ma raczej niewyróżniające się zwrotki, ale
bardzo chwytliwy i interesujący refren. two nights to niesamowicie
klimatyczny kawałek, który będzie świetnym towarzyszem podczas
letnich bezsennych nocy, jednak jego wielkim mankamentem jest
gościnny udział rapera Aminé
– jego krótka wstawka jest całkowicie zbędna i pozbawia tej
piosenki pierwiastka magicznego. Co prawda two nights wciąż
zaliczam do swoich ulubieńców z płyty, niemniej wolałabym, aby
została ona wykonana wyłącznie przez Lykke Li. hard rain odznacza
się nieco zniekształconym wokalem oraz niejakim chaosem – sporo
się tu dzieje, a sam utwór to eksperymentowanie Lykke z dźwiękiem.
utopia, jak sama nazwa wskazuje, to te pojawiające się
gdzieniegdzie promyki słońca wśród raczej niewesołych kompozycji
– melodia jest rozmarzona, a „pod spodem” beztrosko brzęczy
sobie gitara, natomiast sama wokalistka wydaje się nieco bardziej
uśmiechnięta niż zazwyczaj.
Tak jak wspominałam wcześniej, so sad
so sexy nie jest niczym nie wiadomo jak nowatorskim, można nawet
zaryzykować stwierdzenie, że Lykke Li skusił nieco mainstream.
Niemniej jest to mainstream wysmakowany i niebanalny. Materiał brzmi
świeżo oraz nowocześnie, a ja coś takiego zdecydowanie kupuję,
zwłaszcza w postaci utworów last piece of my heart, better alone
oraz tytułowego so sad so sexy.
Odpowiadając na pytanie postawione we
wstępie – tak, jest zarówno smutno, jak i seksownie. Zestaw
dźwięków przygotowanych przez Szwedkę to oddziałujące na zmysły
kompozycje. I choć w każdej można znaleźć coś wymagającego
poprawy, i tak coś sprawia, że włączamy tę płytę od początku.
I jeszcze raz. Raczej nie jest to wymarzony comeback roku, jednak
należy przyznać, że so sad so sexy trzyma poziom na tyle wysoki,
że z przyjemnością będzie się do tego krążka powracać.
★★★★★★★☆☆☆
po-słuchaj: so sad so sexy, better alone, deep end, two nights
Płyta trochę pół na pół, ale z wiekszością tego co piszesz się zgadzam. Marzy mi się jej koncert, bo te, na których byłem kiedyś, wspominam bardzo dobrze i super emocjonalnie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
nowy wpis, zapraszam :)
UsuńSłuchałam kilka utworów z płyty i żaden mi się nie podobał. Po całość raczej nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńU mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. :)
Nie skusiłam się jeszcze na przesłuchanie, bo trochę mnie single wystraszyły, ale widzę, że strach ma wielkie oczy ;)
OdpowiedzUsuńNowy wpis na https://the-rockferry.pl/
Nie słuchałam i ciągle się zastanawiam czy posłuchać;)
OdpowiedzUsuńNowy post, zapraszam
http://scarlett95songs.blogspot.com/
Polubiłam ją :)
OdpowiedzUsuń