
Pojawili się kilka lat
temu. Do tej pory nie wiemy, kto wchodzi w skład grupy, choć
występowali niejednokrotnie. Kryją się za maskami, nie ujawniając
swoich personaliów. Całkowita anonimowość nie przeszkodziła im w
zdobyciu uznania wielbicieli muzyki alternatywnej i elektronicznej.
Trzecia płyta BOKKI, bo o nich mowa, ukazała się dosłownie przed
chwilą. Life On Planet B to iście kosmiczna podróż po
wielowymiarowym świecie artystów.
Album zapowiadały trzy
numery – In Love With The Dead Man, Secret Void oraz Paper Fuse. O
ile pierwszy z wymienionych polubiłam z czasem, tak pozostałe
chwyciły mnie od razu. Secret Void to rozbudowana opowieść, bogata
w swych dźwiękach: słyszymy tutaj m.in. bębny, klawisze czy
tamburyn. W Paper Fuse natomiast zespół kontynuuje łączenie
elektroniki z instrumentami żywymi, ale robi to w zupełnie inny
sposób. I zasadniczo cała płyta skonstruowana jest w podobny
sposób – BOKKA tworzy utwory, korzystając z tych samych środków
i jednocześnie proponując przeróżne rozwiązania. Nie znajdziemy
tutaj dwóch takich samych piosenek.
Właśnie taka
różnorodność i spójność zarazem podobają mi się w tej
płycie. Początkowo wydawać się może, że kompozycje zlewają się
w jeden elektroniczny bełkot, z którego wybijają się
gdzieniegdzie gitary czy perkusja, jednak jest to błędne wrażenie.
Z każdym kolejnym odsłuchem wyodrębniają się następne dźwięki
i słuchacz dostrzega wyraźne granice pomiędzy konkretnymi
pozycjami.
Tytuł jest niezwykle
adekwatny do zawartości płyty. Każdy z numerów ma w sobie pewien
pierwiastek kosmosu, abstrakcyjności i metafizyki. Słuchając Life
On Planet B, odnoszę wrażenie, że wędruję po nieznanym nikomu
innym wymiarze. BOKKA posiadają tę wcale nieczęstą zdolność
oddziaływania na zmysły słuchacza za pomocą dźwięków. A
słuchacz poddaje się bez walki i pozwala porwać się w galaktyczną
wycieczkę pełną wrażeń.
Tak jak już wspominałam,
Life On Planet B łączy w sobie dwie, wydawałoby się, sprzeczne
cechy: spójność i różnorodność. Choć utrzymane w podobnej
stylistyce, utwory nie zamykają się w jednym schemacie. Zgrabnie
łączą w sobie właściwości różnych gatunków muzycznych –
trochę akustyki ukryło się w ciepłym, lekko uśmiechającym się
Take My Hand, a naleciałości charakterystyczne dla muzyki lat 80.
wychwyciłam w pulsującym, przestrzennym Hello Darkness. I tak można
by bez końca, gdyż we wszystkich utworach znajdziemy pewien
wyróżnik godny uwagi.
Na pochwałę zasługuje
produkcja albumu. Jest perfekcyjna i dopracowana w każdym calu. Nie
będzie przesadą, gdy powiem, że jest to naprawdę światowy
poziom. Pamiętam swoje zaskoczenie, gdy natknęłam się na BOKKĘ
po raz pierwszy – wówczas nie przypuszczałam, że tak wysokiej
jakości muzyka może być produkowana w Polsce. Właśnie to jest
niezmienne w twórczości grupy: ich poziom. Bo choć twórczość
ulega pewnej ewolucji, mniejszej bądź większej, ich materiał
zawsze jest bez zarzutu.
Ciemność rozświetlona
blaskiem gwiazd, ciepło pomieszane z chłodem, futuryzm – właśnie
takie myśli pojawiają się w mojej głowie, gdy myślę o
najnowszej płycie BOKKI. Płycie precyzyjnej, porywającej i
innowacyjnej. Na początku może sprawiać wrażenie zupełnie
przeciwnej – nudnej, zachowawczej i nic nie wnoszącej, ale to
tylko złudne pozory. W istocie Life On Planet B nie jest
najprostszym albumem, nie zachwyca od razu, a przy bliższym
poznaniu. Lubię takie wymagające płyty. Kiedy wreszcie je
zrozumiem i polubię wiem, że było warto, nawet jeśli chwilami
miałam ochotę przestać słuchać i wrócić do moich ulubionej
playlisty. W przypadku BOKKI zdecydowanie warto poświęcić trochę
czasu oraz skupienia, by w stu procentach docenić piękno Life On
Planet B – bo zdecydowanie jest co doceniać.
★★★★★★★★☆☆
po-słuchaj: Paper Fuse, Hello Darkness, Take My Hand
Bardzo przyjemne brzmienie, chociaż różnimy się w tym, że "In Love With The Dead Man" spodobało mi się bardzo i od razu, a reszta to już chyba mniej więcej przyjdzie z czasem :)
OdpowiedzUsuńNowy wpis również u mnie, zapraszam i pozdrawiam :D
Pierwszy raz słyszę o tym zespole...
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę zapoznać się z ich twórczością :)
Pozdrawiam i zapraszam do mnie!
Znam tylko parę utworów, ale tyle już dobrego o nich słyszałam, że z pewnością sięgnę po więcej :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie,
www.reckless-serenade.pl
Podoba mi się "In love with the dead man". Na razie większość tej cd znam z wykonań live ze Spring Breaka, ale średnio mi się podobały. Nie jestem fanką głosu wokalistki.
OdpowiedzUsuńNowy wpis na https://the-rockferry.pl/
Spodobało mi się Hello Darkness :)
OdpowiedzUsuńNieszczególnie mi się podoba. :/
OdpowiedzUsuńU mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam.