Kanadyjski zespół Arcade Fire poznałam cztery lata temu, za sprawą ich czwartego albumu Reflektor, który wówczas robił sporą furorę. Co prawda nigdy nie zaliczałam twórców do moich ulubionych artystów, ale do nagrań z Reflektora lubiłam wracać. Najnowsze wydawnictwo Kanadyjczyków, Everything Now, ukazało się w lipcu br. Producentem krążka jest m.in. połowa Daft Punk, czyli Thomas Bangalter, co zresztą doskonale słychać. Płyta pełna jest tanecznych, chwytliwych kawałków. Bardzo mi się podoba to, jak płynny jest ten album - piosenki zgrabnie się łączą (nie patrząc na tracklistę, trudno się połapać, w którym momencie jeden utwór się skończył, a drugi rozpoczął), ale co istotne, nie zlewają się w jedność. To niewątpliwie zaleta: płyta spójna, ale nie nudna. Plusem są także teksty, które nie są denne oraz płytkie, a opowiadają o czymś. Wszystko to zapowiada bezbłędny album, co potwierdzają osiągnięcia na wszelakich listach sprzedaży (#1 na Billboard 200, #1 w Kanadzie, Belgii, Irlandii, Wielkiej Brytanii i Portugalii). I w zasadzie wszystko jest ładne i poprawne, ale brakuje mi ponadprzeciętności. Jest dużo dobrych płyt, przy których można się wyszaleć i jednocześnie zaspokoić spragnione muzyczne ego. Brakuje mi takiego uderzenia "wow!". Najbardziej z tej płyty lubię tytułowe Everything Now, które jest niezwykle pogodne i uśmiechnięte, trącące nieco klimatem lat 70.; Infinite Content wybija się spośród pozostałych numerów rockowym, wyrazistym charakterem; "Electric Blue" jest całkowicie elektronicznym kawałkiem, a wysoki wokal może stać się irytujący, ale póki co bardzo podoba mi się ten utwór. Przyznam się szczerze, że reszty piosenek nie pamiętam. Nic nie zapadło mi w pamięć. A szkoda, bo przecież Arcade Fire są naprawdę dobrymi wykonawcami. Niestety, albumem Everything Now mnie nie urzekli.
Moja ocena: 5/10 (przeciętna; zobacz skalę ocen)
Najlepsze utwory: Everything Now, Infinite Content, Electric Blue
Najsłabsze utwory: Peter Pan, Chemistry
Rzadko kiedy już przy pierwszym odsłuchaniu danego albumu zbieram szczękę z podłogi. W ogóle pod względem muzycznym niełatwo mnie urzec. Brytyjskiemu trio The xx dawałam szansę kilkakrotnie, ale nie udało im się mnie oczarować. Nie potrafiłam się przekonać do ich melancholijnych, rozmarzonych kompozycji. Do czasu. W styczniu tego roku wydali trzeci album I See You, obok którego przeszłam raczej obojętnie. Jednak któregoś dnia coś mnie podkusiło, włączyłam, posłuchałam i... szybko poszło. Nie bez powodu napisałam taki wstęp - The xx zachwycili mnie tak, jak dawno mnie nikt nie zachwycił: bezapelacyjnie, od pierwszych dźwięków, w całości, bez żadnego wyjątku. Każda kompozycja zawarta na I See You jest wyjątkowa i zawiera w sobie coś, co ogromnie mi się podoba. Przykładowo: w otwierającym płytę Dangerous jest to klubowy, przyjemny klimat, a w Performance doceniam niebanalne wykorzystanie skrzypiec oraz ciekawie skonstruowaną budowę utworu. Test Me wyróżnia się eksperymentalnymi, nieoczywistymi dźwiękami, a I Dare You jest bardzo uroczą kompozycją. Mogłabym zachwalać ponad niebiosa każdą z piosenek, ale to raczej nie ma sensu (ta recenzja już i tak jest wystarczająco pozytywna). Podsumowując najnowsze wydawnictwo The xx, jest to coś świeżego, nastrojowego i baśniowego. Jest bardziej przebojowo niż na poprzednich krążkach, ale wciąż pozostajemy przy onirycznych oraz minimalistycznych aranżacjach. Album niezwykle dojrzały, dopracowany, intrygujący. Taki, którego najlepiej słucha się z zamkniętymi oczami oraz w słuchawkach, choć artyści chwilami swoją żywiołowością zapraszają na parkiet. Ja podziękuję i pójdę delektować się kombinacyjną muzyką The xx w samotności.
Moja ocena: 9.5/10 (wybitna; zobacz skalę ocen)
Najlepsze utwory: wszystkie (ze wskazaniem na Lips, A Violent Noise, I Dare You oraz Brave For You)
Najsłabsze utwory: -
Pojawili się ze swoim czwartym albumem i porządnie zatrzęśli światem muzycznym. Cały czas pamiętam, jak moja koleżanka walczyła o bilety na ich koncert na warszawskim Torwarze. Nie dość, że zostały wykupione w ekstremalnie szybkim tempie, to by później odkupić je z drugiej ręki, trzeba było wyłożyć sumę kilkukrotnie większą od początkowej. Szaleństwo! Ale nie jestem zaskoczona tak olbrzymim sukcesem twenty one pilots. Ich płyta Blurryface jest naprawdę świetnym wydawnictwem. Porywające i intrygujące single dobrze sprawdziły się w swojej roli - po usłyszeniu Stressed Out oraz Ride nabrałam ogromnej chęci by zapoznać się z całym materiałem zawartym na krążku. A co możemy tam znaleźć? Bardzo dużo ciekawych rozwiązań. Wszelkie odmiany popu, rocka oraz hip hopu okraszone alternatywnym charakterem. Wszystkie kompozycje różnią się od siebie pod każdym względem. Na próżno szukać tutaj dwóch podobnych piosenek, a co najciekawsze - pomimo tego, album jest zgrany oraz dopracowany; nie ma się poczucia, że czegoś jest za dużo, jest zbyt chaotycznie albo brakuje ładu oraz składu. Elektryzujące, zahaczające trochę o trap Fairly Local sąsiaduje z energetycznym, rockowym Tear In My Heart; chillujące Stressed Out stoi obok szybkiego, nieco szalonego oraz niebanalnego Heavydirtysoul. Te utwory nie gryzą się pomimo swej odmienności, a tworzą niecodzienną, interesującą mieszankę stylów oraz charakterów. Częsty rap wokalisty, Tylera Josepha, fajnie urozmaica całość. Myślę, że większość z Was miała już okazję zapoznać się z Blurryface i przekonać się o jego nieszablonowości. A tych, którzy jeszcze tego nie zrobili, gorąco do tego zachęcam. Z pewnością znajdziecie tam coś, co przypadnie Wam do gustu.
Moja ocena: 8/10 (rewelacyjna; zobacz skalę ocen)
Najlepsze utwory: Fairly Local, Lane Boy, Tear In My Heart, Heavydirtysoul, Doubt, Hometown
Najsłabsze utwory: -
Uwielbiam "Blurryface"! To album świetny, idealny na każdy nastrój. To ogromna dawka pozytywnej energii <3
OdpowiedzUsuńIch poprzednik, czyli "Vessel" podoba mi się jeszcze (dosłownie odrobinę) bardziej. Polecam.
To prawda, ostatnio ciągle się w nim zasłuchuję! "Vessel" jeszcze nie słyszałam, ale z pewnością to nadrobię. :)
UsuńNie wiem dlaczego, ale ta piosenka Arcade Fire skojarzyła mi się z ABBĄ ;) Natomiast z powyższego zestawu zdecydowanie wybieram The xx :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia! :D
PS. Nowy wpis u mnie, zapraszam :)
UsuńMuszę przyznać Ci rację - faktycznie może kojarzyć się z ABBĄ, choć początkowo tego nie wychwyciłam. "Everything Now" to mocne inspiro z lat 70. więc pewnie stąd to powiązanie. :D
UsuńNigdy nie przesłuchałam ani jednej płyty Arcade Fire (taak wiem, jak można w ogóle się do tego przyznać, naprawię to ;)), ale słyszałam, że "Everything Now" nie cieszy się przychylnością fanów, bo zespół poszedł w zupełnie inne klimaty. Ta piosenka rzeczywiście ABBowa. :D The xx niezbyt mi się podobają, więc chyba najprędzej przesłucham twenty one pilots.
OdpowiedzUsuńU mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam. :)
E tam, ja ich znam, ale dziwię się, że już stali się niemal kultowym zespołem. Więc wybaczam Ci to. ;) Tak, "Everything Now" to zupełnie coś nowego (dla mnie - gorszego od poprzedników), ale z drugiej strony to dobrze, że nie stoją w miejscu i nie klepią ciągle tego samego. ;)
UsuńNie miałam jeszcze ochoty na nowe Arcade Fire. W zasadzie to niezbyt lubię ten zespół. Mam wrażenie, że za bardzo już obrośli legendą.
OdpowiedzUsuńNowe The xx podoba mi się najbardziej z ich skromnej dyskografii :)
Nowa recenzja na the-rockferry.blog.onet.pl
Też odnoszę takie wrażenie i trochę to dla mnie zaskakujące. :)
UsuńZ podanych tutaj płyt słuchałam tylko Blurryface i z tego co pamiętam to średnio mi się podobał, choć były piosenki, które warto posłuchać.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na nowy post.
www.Rebelle-K.blog.pl
Tak, tam jest taki misz masz, że można znaleźć coś dla siebie. ;)
UsuńNie lubię żadnego z tych zespołów... Jakoś mnie nie przekonują.
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy wpis. :)
http://to-tylko-muzyka.blog.pl
~Arco Iris
Rozumiem doskonale. :)
UsuńNowa recenzja na the-rockferry.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńLubię kilka kawałków z płyty Twenty One Pilots <3
OdpowiedzUsuń