środa, 28 czerwca 2017

re-ceenzja #2: KARI – I Am Fine (2017)

Znalezione obrazy dla zapytania kari i am fineTwórczość KARI poznałam tuż przed premierą jej drugiej płyty "Wounds And Bruises" z 2013 roku. Polubiłam mroczny i tajemniczy nastrój towarzyszący jej utworom, które nasycone były elektroniką. Do tej pory zdarza mi się wracać do niektórych kompozycji z tegoż albumu (fantastyczne I Am Your Echo czy magiczne Hurry Up). Blisko cztery lata później, w czerwcu bieżącego roku, KARI wydała następcę Wounds And Bruises, zatytułowanego I Am Fine. Nie ukrywam, byłam bardzo ciekawa, co tym razem wyszło spod rąk artystki.

A wyszło coś świeżego i dobrego. KARI wciąż trzyma się elektronicznych melodii, jednak w zupełnie innym znaczeniu, niż na poprzednim albumie. I Am Fine jest bardziej różnorodne, barwniejsze. Artystka bawi się dźwiękami i świetnie jej to wychodzi. Pomimo tych kombinacji wszystkie kompozycje pozostają spójne, co jest wielką zaletą. 

Płytę otwiera utwór Runaway, podszyty wakacyjną, przyjemną melodią, która troszeczkę przypomina mi piosenkę Tabletki Mariki i xxanaxx (ale to żadna ujma!). Singlowe Talk To Me nie porwało mnie przy pierwszym odsłuchu, ale każdy kolejny sprawia, że piosenka staje się bardziej przyjazna. Bojowe War zachęca nas do walki, a spokojne Tammy czaruje warstwą liryczną oraz bijącą autentycznością. Utworem przykuwającym uwagę jest z pewnością Volcano, gdzie głos wokalistki przeszedł komputerową obróbkę. Nie można przedstawić tego faktu w negatywnym świetle, bowiem owa obróbka dała wspaniały efekt. Łącznie z egzotyczną, niemal orientalną melodią daje piosenkę, obok której trudno przejść z obojętnością.

Ciężko wyłowić jedyną perełkę, którą można określić mianem najlepszego utworu. Moim zdaniem kandydatów do takiego zaszczytu jest trójka. Sirens wyróżnia się bujającym, marzycielskim rytmem. Przy tej piosence można odpłynąć daleko, zatapiając się we własnych myślach oraz marzeniach. Mocną stroną Reason jest szeroka kombinacja dźwiękami. Im bliżej końca utworu, tym więcej owych zabaw się pojawia. Taka gra nierzadko jest ryzykowna, jednak w tym przypadku wychodzi bez szwanku. Zamykające album Unanswered jest utworem wyjątkowym. Bynajmniej nie z powodu długości (ponad 8 minut), ale ze względu na szeroką gamę dźwięków oraz solówkę męskiego wokalu. KARI brzmi tutaj bezbłędnie, przejmująco i pięknie. Co jakiś czas zmienia się charakter utworu, rozwija się i przeistacza. Ta różnorodność oraz brak ograniczeń porwie każdego melomana.

Na tej płycie nie ma złych utworów. Każdy jest na swój sposób dobry, wyjątkowy. KARI stworzyła album nietuzinkowy. Podczas pierwszego słuchania może się wydawać, że wręcz przeciwnie, jednak z każdym następnym włączeniem przycisku play jest inaczej. KARI kołysze słuchaczy cudownymi dźwiękami, zabiera ich w swój różnobarwny świat, tak fascynująco piękny. Im dłużej w nim się przebywa, tym bardziej nie chce się go opuścić. Świetna robota.


★★★★★★★★☆☆
po-słuchaj: Sirens, Reason, Unanswered, Volcano

3 komentarze:

  1. Kari istnieje w mojej świadomości od dawna i mimo tego, że intryguje to jakoś nigdy mnie nie porwała na tyle, bym sprawdził coś więcej niż pojedyncze tracki. "Hurry Up" jest co prawda świetne, ale... no jakoś się nie złożyło. Chyba wkrótce będę to musiał nadrobić ;)

    http://tojestlista.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasami mój "przemiał" jeśli chodzi o nowych wykonawców jest tak duży, że zwyczajnie zapominam, jak się nazywają. Tak też się stało z KARI, ale widzę, że z "Wounds and Bruises" już się kiedyś zaznajomiłem. "I Am Fine" brzmi jednak dla mnie strasznie zwyczajnie. Pomijając chyba tylko ostatnie na płycie "Unanswered". Nie dość, że blisko 9-minutowe, to jeszcze kawałek naprawdę dobrej roboty. Wręcz mnie oczarowało :)

    Pozdrowienia,

    http://bartosz-po-prostu.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mam bladego pojęcia kto to, ale recenzja zachęcająca. Może sprawdzę sobie jej muzykę w najbliższym czasie. :)
    U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń