wtorek, 3 listopada 2020

re-cenzja #76: Better Person – Someting To Lose (2020)

Niechybnie kończący się rok, pomimo wielu tragedii i klęsk, przyniósł kilka dobrych muzycznych krążków, które trochę osłodziły ciężkie dla nas wszystkich ostatnie miesiące. I tak, już na wstępie powiem, że płyta Adama Byczkowskiego, kryjącego się pod pseudonimem Better Person, także zalicza się do tego grona. Jej produkcją zajął się Ben Goldwasser z zespołu MGMT i choć już sam ten fakt powinien skłonić do zapoznania się z materiałem, nie jest to jedyny wyznacznik wysokiej jakości nagrań, nad którymi dzisiaj się pochylę.

Something To Lose to skondensowany zbiór dziewięciu utworów, utrzymujących się w podobnej stylistyce i kłaniających się niejako muzyce z przełomu lat 70. i 80. To chyba rzuca się najbardziej, już po kilku sekundach odsłuchu. Piosenki brzmią autentycznie i gdybym nie znała szczegółów, pomyślałabym, że to jakiś zaginiony album z tamtych dekad. Pomimo ich różnorodności brzmieniowej, gdzie jednocześnie królował rock i wszelkie jego odmiany oraz elektronika, osobiście kojarzę je właśnie z miękkimi, zamglonymi dźwiękami, na których opiera się to wydawnictwo.

Krążek cechuje się wielką wrażliwością i słychać to zarówno w wyjątkowym, charakterystycznym wokalu, jak i w warstwie muzycznej. Widać to także na okładce, na której Better Person teatralnie łapie się za serce. Można to uznać za wyróżnik, wspaniale spajający wszystkie elementy w zgrabną i zgraną całość. Myślę też, że trzeba się do tej wrażliwości przyzwyczaić, bo początkowo zdawać się może onieśmielająca. Kiedy pierwszy raz słuchałam Something To Lose, odnosiłam wrażenie, jakbym wkraczała w intymny, prywatny świat twórcy, do którego nie każdy ma wstęp. Niemniej jest tutaj tyle ciepła i przyjemnej atmosfery, że trudno się nie zadomowić w prezentowanych nam brzmieniach.

Choć warstwy tekstowe często dotyczą niełatwych tematów, które autor komentuje szczerze i w które wplata autorefleksyjne spostrzeżenia, kompozycje nierzadko przywołują na myśl słońcę i beztroskę, pomimo pojawiających się mroczniejszych momentów. Idealnym tego przykładem jest w całości instrumentalny utwór Glendale Evening, zaczynający się spokojnie i delikatnie, a następnie zmieniający się niemal o sto osiemdziesiąt stopni. Przyznaję, trochę żałuję, że całość nie została utrzymana w początkowym tonie, jednak wykorzystane rozwiązanie jest zdecydowanie ciekawsze i niebanalne, dlatego zaliczam ten utwór do moich ulubionych z debiutu Better Persona. Do zbioru moich faworytów dołączam także rytmiczne, bujające Hearts On Fire z cudownym saksofonem, a także piosenki Close To You oraz Ostatni Raz. Pierwsza z nich zdaje się najbardziej tanecznym kawałkiem, w którym wiele się dzieje. Z kolei Ostatni raz to absolutnie przepiękny numer, romantyczny i kojący. Całkowicie zauroczyło mnie połączenie odgłosu morskich fal oraz pomrukującego saksofonu. Pozostaje tylko żałować, że idylla tej piosenki trwa niecałe dwie minuty.

Włączając Something To Lose, nie miałam żadnych oczekiwań i nie wiedziałam tak naprawdę, czego się spodziewać. Tymczasem otrzymałam spójny zestaw rewelacyjnych kompozycji, z których specyfiką musiałam się nieco oswoić, ale poświęcony na to czas zupełnie się opłacił. Nie kryję, że mam niejaką słabość do współczesnych utworów, odnoszących się w pewien sposób do minionych dekad  debiut Better Persona nie pozostaje wyjątkiem. Zauroczyła mnie ta płyta i już wiem, że w obecne długie i chłodne wieczory będzie ona źródłem wytęsknionego ciepła, pogody i spokoju.

★★★★★★★★☆☆

po-słuchaj: Glendale Evening, Ostatni raz

6 komentarzy:

  1. Nie wiem, czy znowu nie mam innej wersji płyty, ale Glendale Evening i Ostatni raz to kawałki instrumentalne, tak? Dlaczego akurat taki wybór? To znaczy, wiem, co napisałaś powyżej, ale zdziwił mnie brak wyboru piosenki :)

    Od siebie dodam tylko, że na tej płycie polski jakoś strasznie mnie razi, natomiast utwory angielskie nawet są okej, szczególnie Close To You.

    Pozdrowienia! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to kawałki instrumentalne; wybrałam je, bo w tym momencie najbardziej do mnie trafiły i wg mnie najlepiej wypadają. Może właśnie dzięki temu, że są instrumentalne - myślę, że gdyby pojawiły się tam słowa, ich urok od razu by osłabł ;)

      Mnie też bardziej odpowiadają angielskie teksty. Tak jakby bardziej pasowały do tych melodii.

      Pozdrawiam również i dzięki za odzew :)

      Usuń
    2. Tak mi się wydaje, że to ten mocny klimat lat 80-tych w aranżacjach niejako wymusza angielski. Polski brzmi tu strasznie sztucznie.

      PS. Zapraszam na nowy wpis! Miłego weekendu :)

      Usuń
  2. Czuć w tym echa ostatnich piosenek MGMT :) Planuję dokładniej się wsłuchać w całość.

    Nowy wpis na the-rockferry.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Przesłuchałam załączonych utworów i jestem pod wrażeniem. "Something to Lose" i "Close to You" urzekły mnie swoim 80sowym klimatem. Zapisuję sobie album do przesłuchania na później.
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwsza piosenka jest fajna ❤

    OdpowiedzUsuń