
Wciąż pamiętam, jak bardzo zaskoczyła mnie płyta Zew. Była
(jest) doskonałym przykładem na to, że wyświechtany banał pod tytułem „nigdy
nie oceniaj po pozorach” jest zawsze aktualny. Sięgając po Zew, nie liczyłam na
wiele – spodziewałam się wręcz kompletnej porażki – tymczasem dostałam bardzo
dopracowany, chwytliwy i gustowny album. Dwa lata później pojawia się Aura,
wobec której miałam już pewne oczekiwania. Mrozu zręcznie wybrnął z sytuacji i
zaprezentował krążek równie stylowy co jego poprzednik.
Pierwsza zapowiedź albumu w postaci singla Napad wypadła
bardzo pozytywnie. Piosenka jest niesamowicie rytmiczna, dzięki czemu szybko
idzie ją zapamiętać. Całokształt zachowuje tę samą zależność. Wszystkie
kompozycje na Aurze są na tyle charakterystyczne, że bardzo łatwo można się z
nimi zaprzyjaźnić. Klamrą spajającą całość jest stylistyka utrzymana w klimacie
oldschoolu. Brzmienie retro w połączeniu z nowoczesnymi elementami kreśli
oryginalną i wyróżniającą się muzykę. Wisienką na torcie jest wokal Mroza,
który posiada niezwykle przyjemną barwę i którego zwyczajnie dobrze się słucha.
Pomimo optymistycznego wstępu muszę zaznaczyć, że pierwsze
spotkanie z Aurą nie było takie hop siup kolorowe. Wówczas utwory zaczęły mi
się podobać dopiero mniej więcej od połowy trwania płyty. Poprzednie wydawały
mi się w porządku, całkiem udane, ale raczej bezbarwne. Dalej odnoszę wrażenie,
że druga część Aury została lepiej skonstruowana – znajdują się tam po prostu
ciekawsze momenty – niemniej połowa z Napadem, Zapnij pas i Pablo E. na czele
pozostaje lekko w tyle. Wymienione przed chwilą piosenki są najlepszymi
momentami pierwszej części, choć wciąż stanowią raczej tło pozostałych
kompozycji.
Bo gdy mamy obok siebie utwory takie, jak 3:33, Lek, System
i D., które w dodatku wieńczą całość, wszystko inne wydaje nam się niewarte
uwagi. Tak potężne combo na sam koniec to dość odważne posunięcie.
Pozostawienie najlepszych kawałków na sam koniec płyty wiąże się z ryzykiem,
ponieważ gdy odbiorcy nie zainteresują początkowe utwory, do końca może
niestety nie dotrwać. Niestety, bo właśnie końcówka robi największe wrażenie.
3:33 z miejsca zauroczyło mnie swoim klimatem – nocnym, przestrzennym, mocno
oddziałującym na wyobraźnię. Razem z tekstem o tęsknocie i rozstaniu tworzy ów
nastrój rewelacyjnie zbudowaną, wiarygodną opowieść. Lek wybija się potężnym,
niemal orkiestrowym refrenem i spokojniejszymi, choć pełnymi napięcia
zwrotkami. Ballada o enigmatycznym tytule D. jest przepięknym, romantycznych
kawałkiem. Zwykle tak subtelne i emocjonalne utwory mnie odrzucają, jednak w
tym wypadku zakochałam się w D. od razu. Stonowana, minimalistyczna warstwa
brzmieniowa, oparta głównie na dźwiękach gitary elektrycznej rewelacyjnie
współgra z pełnym emocji głosem Mroza. Warto mieć na uwadze także piosenkę
System, która kojarzy mi się z buntowniczymi protest songami rodem z przełomu
lat 70. i 80. Zwolennikom rock’n’rolla ten numer na pewno przypadnie do gustu.
Niepokojące może być jedynie to, że System jest aktualny także dzisiaj.
Aura wydaje się nieco mniej spójna niż Zew, ale proponuje
więcej rozwiązań. Wyraźnie słychać progres, jaki Mrozu poczynił między dwoma
kolejnymi płytami. Wciąż jest wierny swojej retro stylistyce, ale sięga po
więcej. Eksperymentuje, kombinuje, nie zamyka się w swojej strefie komfortu.
Cenię sobie podobne kroki, wobec czego Aura w moim przekonaniu wypada nadzwyczaj
dobrze. I myślę też, że ze względu na swoją obrazowość i umiejętność pobudzania
wyobraźni świetnie sprawdziłaby się jako soundtrack do jakiegoś dobrego filmu.
To tylko takie luźne spostrzeżenie; najważniejsze, że muzyka broni się sama.
★★★★★★★☆☆☆+
po-słuchaj: 3:33, Lek, System, D.
Pamiętam czasy, kiedy robili z niego polskiego odpowiednika J. Timberlake'a. Ależ to było słabe :D A teraz jakby znalazł swój głos. Sporo w tym faktycznej pasji do muzyki.
OdpowiedzUsuńNowy wpis na https://the-rockferry.pl/
Słuchałam jego kiedyś non stop, byłam jego wielką fanką. jego nowa muzyka również mi się podoba:)
OdpowiedzUsuńMrozu nigdy mnie nie przekonywał i chyba jedyny jego utwór, jaki mi się podobał to "Jak nie my to kto".
OdpowiedzUsuńU mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. :)
Po pierwszym przesłuchaniu byłam rozczarowana, ale z każdym kolejnym podobał mi się coraz bardziej. Fajna płyta, do której chce się wracać. Moje ulubione numery to 3:33, Lek i Pablo E. Z kolei wyróżniony przez Ciebie System kompletnie mi nie podszedł.
OdpowiedzUsuńNowy post, zapraszam
https://scarlett95songs.blogspot.com/