
Od kilku lat możemy zaobserwować powiększające się grono
artystów próbujących swoich sił w tworzeniu muzyki elektronicznej – z lepszym
bądź gorszym skutkiem, niemniej nie zmienia to faktu, że takie brzmienie jest
obecnie bardzo popularne. W gąszczu nowych wykonawców nie zapominajmy o
nie-tak-jeszcze-starych wyjadaczach. Po trzech latach od albumu Orneta grupa
KAMP! powraca z nowym materiałem. Poznajcie Dare.
Na swoim koncie mają trzy długogrające albumy, włączając w to
najnowszy krążek, kilka EPek, remiksów (najbardziej znanym jest prawdopodobnie remake
utworu Dancing Shoes Brodki) oraz pojedynczych singli (pochodzący z zeszłego
roku Turn My Back On You). Na przestrzeni tych kilku lat – a mianowicie od 2012
roku, kiedy debiutowali albumem zatytułowanym po prostu KAMP! – zyskali
rozgłos, rozpoznawalność i uznanie; walecznie pokonali syndrom drugiej płyty i
już teraz mogę zdradzić, że trzeci krążek również trzyma wysoki poziom, do
jakiego przyzwyczaili nas artyści.
Pierwszą zapowiedzią Dare było rytmiczne Don't Clap Hands, do
którego z początku podchodziłam nieufnie. Trochę mi zajęło, nim w stu
procentach przekonałam się do tego numeru; przez chwilę nawet pomyślałam sobie,
że może żadna z premierowych kompozycji tria mnie nie zachwyci? Troszeńkę się
przeraziłam tej myśli, bo mam do KAMP! pewien sentyment i przeżyłabym niemałe
rozczarowanie, gdyby Dare nie wypaliło. Błędne się okazały moje przeczucia;
wkrótce wspomniany singiel wreszcie przypadł mi do gustu, a także ukazała się
kolejna nowość, czyli F.O.M.O. – przestrzenny, oddychający numer, który uważam
za jeden z najlepszych na płycie. No i dzięki temu odetchnęłam i jakoś tak lżej
mi się zrobiło.
Do najciekawszych momentów Dare zaliczam także Drunk, Race
Gyal i Nanette. Pierwszy z nich to błoga, rozmyta propozycja, w której pojawia
się wspierający żeński wokal. Drunk to taka chwila wytchnienia, która w ciągu
zabieganego i chaotycznego dnia przyniesie nieco ukojenia oraz spokoju.
Słuchana w słuchawkach i z zamkniętymi oczami oddziałuje na zmysły jak mało co.
Race Gyal to już trochę inny biegun, choć też jest na swój sposób relaksujący,
pomimo tanecznej melodii. Melodii zamglonej, późnonocnej, wkręcającej się na
maksa. Wkręca się też Nanette, które pulsuje i intryguje, odznacza się różnorodnością,
rośnie powoli i nigdzie się nie spieszy. Stanowi świetne zakończenie przygody z
Dare; chwilowe zakończenie co prawda, bo jednak ta płyta należy do tych, od
których niełatwo jest się odkleić.
Już przy pierwszym odsłuchu całości zauważyłam pewną
właściwość, która bardzo mi odpowiada w muzyce KAMP! – trzymają się bowiem
konsekwentnie swojej stylistyki, tworząc miękkie, łagodne brzmienia, ale
czerpią też z współczesnych trendów. Słowem: rozwijają się, pozostając
jednocześnie sobą. Charakterystyczne rozwiązania, naleciałości nurtów z lat 80.
(fantastyczne, synthowe My Love) zgrabnie przeplatają się z modnym teraz
gatunkiem tropical (Race Gyal, New Season, Dalida), z czego wynika ładna i
niebanalna hybryda. Zdaje się, że podobny kompromis nie jest łatwym
osiągnięciem, zatem należą się brawa za udaną próbę.
Pojawią się zapewne głosy, że KAMP!, delikatnie mówiąc,
podrasowanym brzmieniem chcą zyskać względy szerszej publiczności niż
dotychczas. Ale czy to coś złego? Osobiście będę bardzo zadowolona, jeżeli Dare
przyniesie grupie kolejne sukcesy i kolejnych wielbicieli, ponieważ jest to
muzyka naprawdę godna uwagi. Idealnie sprawdza się w domowym zaciszu, zwłaszcza
pod osłoną nocy i zapewne bezbłędnie odnajdzie się podczas wszelkich imprez. Po
prostu posłuchajcie sami. Zwolennicy subtelnej, aksamitnej elektroniki na pewno
nie będą zawiedzeni, a może i dotychczasowi sceptycy polubią się z takimi
dźwiękami. Bo jest co lubić, czym się zachwycać i co chłonąć. Ja lubię,
zachwycam się i chłonę. Wy też spróbujcie.
★★★★★★★★☆☆
po-słuchaj: Nanette, Race Gyal, Drunk
Pamiętam, jak debiutowali płytą z takim czerwonym kwiatkiem na okładce. Kilka lat minęło a ja nadal nie znalazłam czasu, by nadrobić ich muzykę. Ciekawią mnie, ale całych studyjnych cd jeszcze nie znam.
OdpowiedzUsuńNowy wpis na https://the-rockferry.pl/
Hmmm, brzmienie rzeczywiście podrasowane, ale też niekoniecznie widzę w tym coś złego. Dla mnie może nawet lepiej, bo nie wszystko mi się w KAMP! do tej pory podobało. Do hajlajtów zdecydowanie zaliczam "My Love" i chyba będę do tej piosenki częściej wracać :)
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego na Święta! Pozdrowienia :)
Hej hej, mam nadzieję, że spędzasz święta w fajnej atmosferze :)
UsuńZapraszam do mnie na płytę roku ;)
Pozdrawiam!
Podobają mi się te kawałki :)
OdpowiedzUsuńCiekawe brzmienie, Drunk naprawdę świetny kawałek!:)
OdpowiedzUsuń