piątek, 21 grudnia 2018

re-cenzja #45: KAMP! – Dare (2018)

Znalezione obrazy dla zapytania kamp dare
Od kilku lat możemy zaobserwować powiększające się grono artystów próbujących swoich sił w tworzeniu muzyki elektronicznej – z lepszym bądź gorszym skutkiem, niemniej nie zmienia to faktu, że takie brzmienie jest obecnie bardzo popularne. W gąszczu nowych wykonawców nie zapominajmy o nie-tak-jeszcze-starych wyjadaczach. Po trzech latach od albumu Orneta grupa KAMP! powraca z nowym materiałem. Poznajcie Dare.

Na swoim koncie mają trzy długogrające albumy, włączając w to najnowszy krążek, kilka EPek, remiksów (najbardziej znanym jest prawdopodobnie remake utworu Dancing Shoes Brodki) oraz pojedynczych singli (pochodzący z zeszłego roku Turn My Back On You). Na przestrzeni tych kilku lat – a mianowicie od 2012 roku, kiedy debiutowali albumem zatytułowanym po prostu KAMP! – zyskali rozgłos, rozpoznawalność i uznanie; walecznie pokonali syndrom drugiej płyty i już teraz mogę zdradzić, że trzeci krążek również trzyma wysoki poziom, do jakiego przyzwyczaili nas artyści.

Pierwszą zapowiedzią Dare było rytmiczne Don't Clap Hands, do którego z początku podchodziłam nieufnie. Trochę mi zajęło, nim w stu procentach przekonałam się do tego numeru; przez chwilę nawet pomyślałam sobie, że może żadna z premierowych kompozycji tria mnie nie zachwyci? Troszeńkę się przeraziłam tej myśli, bo mam do KAMP! pewien sentyment i przeżyłabym niemałe rozczarowanie, gdyby Dare nie wypaliło. Błędne się okazały moje przeczucia; wkrótce wspomniany singiel wreszcie przypadł mi do gustu, a także ukazała się kolejna nowość, czyli F.O.M.O. – przestrzenny, oddychający numer, który uważam za jeden z najlepszych na płycie. No i dzięki temu odetchnęłam i jakoś tak lżej mi się zrobiło.


Do najciekawszych momentów Dare zaliczam także Drunk, Race Gyal i Nanette. Pierwszy z nich to błoga, rozmyta propozycja, w której pojawia się wspierający żeński wokal. Drunk to taka chwila wytchnienia, która w ciągu zabieganego i chaotycznego dnia przyniesie nieco ukojenia oraz spokoju. Słuchana w słuchawkach i z zamkniętymi oczami oddziałuje na zmysły jak mało co. Race Gyal to już trochę inny biegun, choć też jest na swój sposób relaksujący, pomimo tanecznej melodii. Melodii zamglonej, późnonocnej, wkręcającej się na maksa. Wkręca się też Nanette, które pulsuje i intryguje, odznacza się różnorodnością, rośnie powoli i nigdzie się nie spieszy. Stanowi świetne zakończenie przygody z Dare; chwilowe zakończenie co prawda, bo jednak ta płyta należy do tych, od których niełatwo jest się odkleić.

Już przy pierwszym odsłuchu całości zauważyłam pewną właściwość, która bardzo mi odpowiada w muzyce KAMP! – trzymają się bowiem konsekwentnie swojej stylistyki, tworząc miękkie, łagodne brzmienia, ale czerpią też z współczesnych trendów. Słowem: rozwijają się, pozostając jednocześnie sobą. Charakterystyczne rozwiązania, naleciałości nurtów z lat 80. (fantastyczne, synthowe My Love) zgrabnie przeplatają się z modnym teraz gatunkiem tropical (Race Gyal, New Season, Dalida), z czego wynika ładna i niebanalna hybryda. Zdaje się, że podobny kompromis nie jest łatwym osiągnięciem, zatem należą się brawa za udaną próbę.


Pojawią się zapewne głosy, że KAMP!, delikatnie mówiąc, podrasowanym brzmieniem chcą zyskać względy szerszej publiczności niż dotychczas. Ale czy to coś złego? Osobiście będę bardzo zadowolona, jeżeli Dare przyniesie grupie kolejne sukcesy i kolejnych wielbicieli, ponieważ jest to muzyka naprawdę godna uwagi. Idealnie sprawdza się w domowym zaciszu, zwłaszcza pod osłoną nocy i zapewne bezbłędnie odnajdzie się podczas wszelkich imprez. Po prostu posłuchajcie sami. Zwolennicy subtelnej, aksamitnej elektroniki na pewno nie będą zawiedzeni, a może i dotychczasowi sceptycy polubią się z takimi dźwiękami. Bo jest co lubić, czym się zachwycać i co chłonąć. Ja lubię, zachwycam się i chłonę. Wy też spróbujcie.

★★★★★★★★☆☆
po-słuchaj: Nanette, Race Gyal, Drunk

5 komentarzy:

  1. Pamiętam, jak debiutowali płytą z takim czerwonym kwiatkiem na okładce. Kilka lat minęło a ja nadal nie znalazłam czasu, by nadrobić ich muzykę. Ciekawią mnie, ale całych studyjnych cd jeszcze nie znam.

    Nowy wpis na https://the-rockferry.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm, brzmienie rzeczywiście podrasowane, ale też niekoniecznie widzę w tym coś złego. Dla mnie może nawet lepiej, bo nie wszystko mi się w KAMP! do tej pory podobało. Do hajlajtów zdecydowanie zaliczam "My Love" i chyba będę do tej piosenki częściej wracać :)

    Wszystkiego dobrego na Święta! Pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej hej, mam nadzieję, że spędzasz święta w fajnej atmosferze :)
      Zapraszam do mnie na płytę roku ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Podobają mi się te kawałki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe brzmienie, Drunk naprawdę świetny kawałek!:)

    OdpowiedzUsuń