poniedziałek, 15 listopada 2021

re-cenzja #90: Organek – Na razie stoję, na razie patrzę (2021)

Przed kilkoma dniami ukazała się trzecia płyta grupa Organek. Można powiedzieć: wreszcie. Poprzedni, rewelacyjny swoją drogą, album zespołu  Czarna Madonna  miał swoją premierę już 5 (!) lat temu. Co prawda artyści nie próżnowali w międzyczasie: intensywnie koncertowali, wydali reedycję Czarnej Madonny, wypuszczali pojedyncze kawałki, a w lipcu tego roku ukazał się krążek Ocali nas miłość, powstały z okazji 77. rocznicy wybuchu powstania warszawskiego. Ja jednak niecierpliwie czekałam na kolejny autorski projekt, niebędący ani reedycją, ani tworem okazjonalnym. I stało się. Na razie stoję, na razie patrzę ujrzało światło dzienne, a ja mogłam nareszcie zaspokoić swoją ciekawość.

Pierwsze spojrzenie na tracklistę trochę ostudziło mój zapał. Na płycie znajdziemy bowiem dwanaście kawałków, z czego trzy z nich to znane od dłuższego czasu single (Pogo, Walcz, Doppelganger), a kolejne trzy to... remiks Pogo i nowe wersje Kate Moss oraz Wiosny. Tak więc premierowych utworów jest zaledwie sześć (jeden z nich to piosenka całkowicie instrumentalna). To dość mało, biorąc pod uwagę, ile czasu upłynęło od poprzedniego albumu. Pomyślałam sobie jednak: dobrze, może niepotrzebnie negatywnie się nastawiam, może te sześć piosenek wynagrodzą oczekiwanie, może każda z nich to majstersztyk? Przekonajmy się.

Po kilkukrotnym przesłuchaniu krążka z bólem serca muszę przyznać, że lampka ostrzegawcza, która zapaliła mi się przy przyjrzeniu się trackliście, nie ukazała się przypadkowo. Na razie stoję, na razie patrzę jest poprawnym rockowym wydawnictwem, ale... nic ponadto. O ile poprzednie płyty zachwyciły mnie swoją zawartością od początku do końca, o tyle najświeższe dzieło Organka przyniosło mi przede wszystkim rozczarowanie. I już nawet nie chodzi o niewielką liczbę utworów, a zwyczajnie o ich jakość. Bo choć słychać, że artyści mieli w głowie nowe pomysły, chcieli wprowadzić do swojej twórczości nowe rozwiązania i brzmienia, to wyszło to dosyć nieudolnie.

Krążek otwiera tytułowe nagranie, będące dość typowym rockowym kawałkiem  wyraziste gitary i perkusja, mocny rytm i tekst o zabarwieniu politycznym. Nie wywarło to na mnie większego wrażenia, podobnie jak piosenka We got no love. Mimo że podoba mi się jej energia i całokształt przywodzi mi na myśl wcześniejsze dokonania grupy to nie jest to utwór, do którego będę wracać. Lubię niespieszny początek Malibu oraz zawarte tu solówki gitar, ale wysokie wokalizy Organka przyprawiają mnie o ból uszu. Wokalista w ogóle na tym krążku częściej eksperymentuje ze swoim głosem, co jest dobrą decyzją, jednak wykonanie już tak nie zachwyca. Na stałe zabieram ze sobą... single. Są najmocniejszymi elementami płyty, dzięki którym ta jakoś się broni. Kompozycja Walcz to zupełna nowość w dorobku grupy, bo doświadczymy w niej przede wszystkim elektroniki. Chwytliwy, taneczny bit szybko zapada w pamięć, choć, przyznaję, na początku się z nim nie polubiłam. Dzisiaj często go słucham i to z przyjemnością. Podobnie mam z piosenką Doppelganger  myślę, że uczynienie go singlem promującym było świetnym posunięciem. Dynamiczny, nieco nerwowy charakter utworu szybko zapada w pamięć i sprawia, że chce się do niego wracać. Z pozostałych kawałków cenię też Cały ten fejm, czyli trochę spokojniejszą propozycję z przestrzenną melodią i rewelacyjną solówką gitary. Poza tym mamy jeszcze dosyć delikatne, ale miałkie Samoloty, całkiem przyjemne, instrumentalne Invito i pierwszy singiel, czyli Pogo. Doceniam ironiczny tekst oraz ciekawą warstwę brzmieniową, ale drażni mnie zakłócenie ry(t)mu w momencie, gdy padają słowa Cała Polska idzie w pogo / Robi się trochę nerwowo. Zabrakło tutaj dopracowania i przez to ta propozycja zdecydowanie traci. Wspomniane reworki utworów Kate Moss oraz Wiosna (a właściwie Kate Mo2s oraz Wio2na) to dla mnie niewypał. Nie lubię odcinania kuponów, a inaczej tych eksperymentów nie potrafię nazwać.

Czy na Na razie stoję, na razie patrzę znajdziemy przebój na miarę Wiosny, Mississippi w Ogniu bądź Głupi ja? Z przykrością stwierdzam, że nie. Może Doppelganger pretendowałby do tego miana, ale wciąż czegoś mu brakuje. I tu docieramy do sedna moich wywodów  trzeciej płycie Organka ewidentnie czegoś brak. Wszystko wydaje się poprawne, porządne, przemyślane, ale nie ma efektu wow. Nie robi wrażenia, nie wywołuje większych emocji, nie powoduje uśmiechu na twarzy i zadowolenia. Prędzej przyczynia się do niezadowolonego grymasu. Nie wiem, z czego to wynika. Wiem natomiast, że do tego albumu wracać się nie chce. 

po-słuchaj: Walcz, Doppelganger, Cały ten fejm


4 komentarze:

  1. lubiłam ich debiutancki album, Czarna Madonna tak średnio przypadła mi do gustu. Z nowego albumu znam single i średnio do mnie trafiają.

    Nowy wpis na the-rockferry.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobały mi się dwa poprzednie albumy Organka i reszty, bo były ukłonem w stronę rocka lat 60. i 70. No dobra, może za bardzo brzmieli jak Led Zeppelin czy The Doors, ale... kto jeszcze w Polsce gra jak Led Zep czy Doorsi? :D Mało słucham współczesnej polskiej muzyki, ale mam wrażenie, że połączenie rocka z elektroniką jest powszechnym zabiegiem i przez to słuchając tego albumu mam wrażenie, że zespół zatracił gdzieś swoją oryginalność, że już gdzieś słyszałam takie granie. "Malibu" i "Samoloty" nawet mi się podobały, ale nie nazwałabym tego wielką miłością. Remixy do wywalenia.
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie znam Organka na tyle dobrze, żeby się wypowiadać. Wybranych przez Ciebie piosenek posłuchałem, ale nic mi się na razie nie rzuciło na uszy :) Wierzę Ci na słowo po tej recenzji, bo widać, że jesteś rozczarowana, dlatego chyba najpierw zapoznam się z ich wcześniejszymi płytami :)

    Pozdrawiam i zapraszam na nowy wpis :)

    OdpowiedzUsuń