niedziela, 24 października 2021

re-cenzja #88: Atlvnta – Atlvnta (2021)

W 2013 roku zasłuchiwałam się w albumie Something to Happen duetu Lilly Hates Roses. Zauroczyły mnie folkowo-popowe kombinacje okraszone uroczym wokalem Kasi Golomskiej. Później, na dłuższy czas ślad po Lilly zaginął. Sama zastanawiałam się, co się dzieje z Kasią i Kamilem  zakończyli karierę? Koncentrują się na innych projektach? Dopiero w lutym tego roku artyści oświadczyli, że Lilly Hates Roses kończy działalność, a na jej miejsce pojawia się Atlvnta. Nowa nazwa, nowa stylistyka, nowe horyzonty. We wrześniu ukazała się imienna płyta duetu. Czy rzeczywiście twórcy zaprezentowali nam coś przełomowego?

W ich dotychczasowej karierze z pewnością. O ile twórczość Lilly Hates Roses koncentrowała się właśnie na delikatnych, folkowych brzmieniach, o tyle Atlvnta stanowi zupełnie nową jakość. Na tym albumie nie doświadczymy spokojnych, beztroskich i urokliwych dźwięków  a przynajmniej nie w takiej formie, z której Kasia i Kamil zasłynęli. Atlvnta lubuje się w mroczniejszych, ciemniejszych i głębszych dźwiękach. Taką konwencję zwiastował już pierwszy singiel, czyli nieoczywisty, pulsujący numer o złowrogim tytule Umrzesz tak jak ja. Już tą kompozycją Atlvnta zaskarbiła sobie moją sympatię, a to przecież dopiero początek.

Na krążku znalazło się czternaście utworów, chociaż część z nich to krótkie, kilkusekundowe przerywniki. Pełnoprawnych kompozycji jest jedenaście i to na nich się skoncentruję. Dzielę sobie tę płytę na dwie części: pierwsza zachwyca mnie od początku do końca, drugą natomiast zdominowały znane i dosyć przewidywalne rozwiązania. Mimo że zdążyłam przesłuchać album niejednokrotnie, to łapię się na tym, że o niektórych kawałkach po prostu zapomniałam. Kojarzę ich tytuły, ale nie jestem w stanie przywołać w pamięci ich brzmienia. To chyba największy minus tego krążka  obecność piosenek, które zwyczajnie nie zapadają w pamięć. Wrażenie pewnego rozczarowania zmazują na szczęście inne, bardzo udane piosenki.

Poza wspomnianym już Umrzesz tak jak ja ochoczo wracam do drugiego singla, czyli Od jutra. Więcej tutaj światła, ciepła; rytm bardzo przyjemnie buja i zachęca do podrygiwania. Uwielbiam przestrzenny i pulsujący bit, a także urocze nucenie wokalistki. W podobnym klimacie utrzymano utwór Powieki. Całkiem imprezowy potencjał miesza się z chilloutowymi, niemal bajkowymi momentami. Chwytliwa melodia świetnie łączy się z anielsko kojącym głosem wokalistki. Powieki to fantastycznie zbudowany, pełen kontrastów numer, jeden z najlepszych fragmentów krążka. Innym takim highlightem jest utrzymany w klimacie slow trap oraz lo-fi utwór Anthrax. Wspaniale łagodna, choć niemdła, rozluźniająca i wyciszająca propozycja, do której po prostu chce się wracać, bo potrafi zabrać słuchacza w jakiś lepszy świat. Z pozostałych kompozycji warto zwrócić uwagę także na Srebro i wieńczące całość Garść. Pierwszy wymieniony opiera się na mocnej, wyrazistej elektronice, urozmaiconej przez szybką melorecytację. To jedna z tych piosenek, która lepiej brzmi późnym wieczorem. Zupełnie innym charakterem może poszczycić się Garść, gdzie twórcy zaprezentowali nam elektronikę łagodniejszą, niemal idylliczną. I choć zwykle nie lubię delikatnych zakończeń płyt, tak tutaj okazało się to strzałem w dziesiątkę.

Nie określiłabym płyty Atlvnta mianem przełomowej, ale trzeba docenić zarówno pomysł, jak i wykonanie. Różne wariacje na temat elektroniki znacznie urozmaicają krążek, podobnie jak śmiałe zabawy wokalne  dominuje kojący głos Kasi Golomskiej, jednak usłyszymy także Kamila, a oboje artyści nie tylko śpiewają, ale też próbują rapować i melorecytować. Całość została utrzymana w podobnym tonie, chociaż doświadczymy tu zarówno spokojniejszy kawałków, jak i tych żywszych i tanecznych. Słychać wyraźnie, że Atlvnta nie boi się eksperymentów. To zasługuje na pochwałę. Szkoda jedynie, że nie wszystkie kompozycje do mnie trafiły, ale to nie zmienia faktu, że warto ten zespół obserwować i wspierać, bo potrafią robić muzykę naprawdę solidną i wciągającą.

★★★★★★★☆☆☆

po-słuchaj: Powieki, Anthrax, Od jutra

3 komentarze:

  1. Dzięki za przypomnienie o tej płycie :) Podobały mi się single i chętnie sięgnę po całość.
    LHR pamiętam, choć nigdy ich piosenki nie robiły na mnie większego wrażenia. Nowy projekt jest bardziej intrygujący.

    Nowy wpis na the-rockferry.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. "Umrzesz tak jak ja" wpada w ucho, teledysk też cieszy oko. W "Anthraxie" trochę gryzą mnie te rapowane zwrotki, ale refreny były fajne. "Srebro" też jest fajne. Wszystko fajne. :D Może przesłucham całości jak nie zapomnę. ;)
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń