13 sierpnia 2021 roku to dzień, którego wyczekiwałam z niecierpliwością. Tego dnia bowiem miałam wybrać się na pierwszy po niemal dwuletniej przerwie koncert. I to koncert nie byle jaki, bo jedna z moich ukochanych imprez muzycznych – Męskie Granie. Nowa tegoroczna formuła pozwoliła mi uczestniczyć w występie zeszłorocznej Orkiestry w składzie Daria Zawiałow, król i Igo, która stworzyła hymn Świt. Zanim jednak przejdę do omówienia tego momentu wieczoru, po drodze wydarzyło się wiele rzeczy, na myśl których nadal się uśmiecham.
Na Tor Wyścigów Konnych Służewiec przybyłam grubo po 18, a więc pierwszy tego dnia koncert – grupy Niemoc – już trwał. Przyznam szczerze, że oszołomiona poczuciem abstrakcji, że wreszcie jestem na festiwalu oraz znanym uczuciem nadchodzącej świetnej zabawy, występowi Niemocy przysłuchiwałam się jednym uchem. Na początku jedynie chłonęłam tę znajomą atmosferę, wiszącą w powietrzu zapowiedź czegoś wspaniałego, co za chwilę się rozpocznie. Tym bardziej, że piątkowy lineup był niemal skrojony pod mój gust.
Spektakl pod wezwaniem Kasi Lins
Zaraz po zakończeniu koncertu grupy Niemoc znalazłam się w strefie ogrodzonej barierkami – o 19:00 na scenie pojawiła się Kasia Lins wraz ze swoim zespołem. Wspaniały był to występ, dopieszczony pod każdym względem. Stroje artystów, oprawa wizualna, gorączkowo szeptane modlitwy pomiędzy poszczególnymi utworami – wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Sama artystka również nie zawiodła. Kasia Lins zaśpiewała przede wszystkim utwory z zeszłorocznej płyty Moja Wina. Usłyszeliśmy m.in. Boże Ciało, Jesteś krwią w mojej żyle czy Kobiety by Bukowski, singlowe Rób tak dalej i Koniec świata, a także moje ukochane Morze Czerwone. Pojawił się także akcent z płyty Wiersz Ostatni w postaci tytułowego nagrania. Byłam pod ogromnym wrażeniem spektaklu, którym uraczyła nas Kasia. Bo to nie był jedynie koncert, a właśnie spektakl. Artystka konsekwentnie utrzymuje stylistykę obraną na płycie i rewelacyjnie odwzorowuje ją na koncertach. Podczas występu przeszkadzało mi jedno – pora, w której się odbywał. Było jeszcze widno, a podejrzewam, że po zmierzchu koncert Kasi nabrałby nowego wymiaru. Ale nie mogę narzekać, bo Lins sprezentowała odbiorcom fascynujące, przepiękne widowisko.
Królewska zabawa
Około godziny 20:00 na scenę wkroczył tanecznym krokiem Błażej Król. Przyznam, że to chyba był najbardziej wyczekiwany przeze mnie koncert tamtego wieczoru, więc z ogromnym entuzjazmem przyjęłam jego początek. W zasadzie dostałam wszystko, czego się spodziewałam – fantastyczną zabawę, sporo okazji do tańców i śpiewów, ale także do śmiechu. Król ma w sobie bowiem wiele charyzmy, przebojowości i oryginalności. Bez skrupułów popisywał się swoimi wyjątkowymi ruchami oraz równie szczególnymi żartami. Przede wszystkim Błażej potrafi nawiązać świetny kontakt z publicznością, taki, że zapomina się o dzielącym scenę i widownię dystansie. Jeśli chodzi o setlistę natomiast, dominowały na niej utwory z dwóch ostatnich płyt artysty – Nieumiarkowania oraz tegorocznego Dziękuję. Usłyszeliśmy m.in. Te smaki i zapachy, Tak jak Ty, moje ukochane Nie zrobię nic oraz z tobą / DO DOMU, a także nieco starsze Powoli. Artysta skoncentrował się przede wszystkim na żywiołowych, rytmicznych kompozycjach, dzięki czemu tłum niemal nieprzerwanie falował w rytm muzyki. To, co jeszcze zapamiętałam z tego występu, to pulsujące we mnie jeszcze długo po wybrzmieniu ostatniego dźwięku radość i energia.
Płoną kury, ludzie na leżakach i niespożyte pokłady energii
Po Królu na głównej scenie zaprezentował się Artur Rojek, ale nie mogę wypowiedzieć się o tym koncercie szczegółowo. Wtedy nadszedł czas na szybki posiłek przed gwiazdami wieczoru, więc muzykę Rojka słyszałam jedynie z daleka. Publiczność cieszyła się kompozycjami z ostatniej płyty, Kundel (Bez końca, Sportowe życie), ale też z albumu Składam się z ciągłych powtórzeń (Beksa, Syreny), a całość były lider Myslovitz zwieńczył szlagierem tej grupy, podrasowanym, przyspieszonym Peggy Brown.
O 22:20 na scenę wkroczyli Daria Zawiałow (która chwilę wcześniej odebrała podwójną platynę za album Helsinki), król i Igo, czyli Męskie Granie Orkiestra 2020. Set rozpoczął się od utworu Świt, co od razu wprawiło tłum w taneczny nastrój. Następnie zagrano równie żywiołowe numery, a dokładniej covery – Prędko, prędzej (Hey), Nie stało się nic (Robert Gawliński), W dobrą stronę (Dawid Podsiadło) czy Bananowy song (Vox), który do tej pory nie może mi wyjść z głowy. W międzyczasie pojawiały się nieco spokojniejsze kawałki, a także moje ulubione Uważaj na niego (Pudelsi) czy Byłaś serca biciem (Andrzej Zaucha).
To, co najbardziej rzucało się w oczy podczas występu, to swoboda artystów, chemia, jaką wytworzyli między sobą a widownią, a także niebywała energia, panująca przez cały koncert. Przez osobliwe żarty Króla śpiewaliśmy płoną kury, płoną lasy w trakcie przeboju Czerwonych Gitar. Król i Igo gorączkowo zachęcali ludzi spędzających czas na leżakach, by wstali i dołączyli do kilkutysięcznej widowni, dziwiąc się przy okazji, że uparcie wolą siedzieć podczas tak dynamicznego występu.
Domyślam się, że na mój ogólny odbiór tego wieczoru miała wpływ okropnie długa przerwa od koncertów. Po prawie dwóch latach ponowne przeżywanie muzyki na żywo jest doświadczeniem niezwykłym i niepowtarzalnym. Ale jednocześnie jestem przekonana, że nawet gdyby Męskie Granie 2021 było tylko kolejnym koncertem tego lata, miałabym równie pozytywne wrażenia. Czytelnicy, którzy odwiedzają mojego bloga od dłuższego czasu mogą pamiętać moje entuzjastyczne relacje z poprzednich edycji tej imprezy. Męskie Granie to po prostu wielkie święto polskiej muzyki, podczas którego nie liczy się nic ponad właśnie muzyką i dobrą zabawą.
Setlista Orkiestry Męskiego Grania 2020
Świt
Prędko, prędzej (z repertuaru Hey)
Nie stało się nic (z repertuaru Roberta Gawlińskiego)
Uważaj na niego (z repertuaru Pudelsów)
Płoną góry, płoną lasy (z repertuaru Czerwonych Gitar)
Byłaś serca biciem (z repertuaru Andrzeja Zauchy)
Zanim zrozumiesz (z repertuaru Varius Manx)
W dobrą stronę (z repertuaru Dawida Podsiadły)
Korowód (z repertuaru Marka Grechuty)
Bananowy song (z repertuaru Vox)
---
Opowieść (z repertuaru Edyty Bartosiewicz)
Płoną góry, płoną lasy (z repertuaru Czerwonych Gitar)
Świt
Faaaajnie! :) Nie pamiętam już, kiedy ostatnio byłem na koncercie, ale chyba już najwyższy czas zacząć się rozglądać za okazjami. Setlista Męskiego Grania bardzo w porządku. Chyba najbardziej mnie zaskoczyło "Zanim zrozumiesz" Varius Manx :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia! :)
Uwielbiam nową płytę Kasi i żałuję, że jeszcze nie miałam okazji być na koncercie z tym materiałem.
OdpowiedzUsuńNowy wpis na the-rockferry.pl
Twój opis występu Kasi Lins sprawił, że mam ochotę sprawdzić, czy nie planuje występować gdzieś w mojej okolicy. :D Fajnie też słyszeć, że "Peggy Brown" w solowym wykonaniu Rojka to nie fatamorgana, szkoda, że nie wykonał tego utworu na koncercie w Szczecinie. Chyba występ Męskiego Grania byłby punktem programu, na który najmniej bym czekała, tak czy inaczej, posłuchałabym "Bananowego Songu".
OdpowiedzUsuńU mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. :)
"Bananowy Song" w wersji live jest dostępny na streamingach :)
UsuńSwoboda artystów jest bardzo ważna ❤
OdpowiedzUsuń