niedziela, 30 września 2018

re-cenzja #37: Marcelina – Koniec wakacji (2018)

Znalezione obrazy dla zapytania marcelina koniec wakacji
Od Marceliny, przez Wschody / Zachody i Gonić burzę, w międzyczasie EPka Znikam. Kilka gościnnych wykonów, nominacja do Fryderyków, pokaźna liczba wielbicieli twórczości i szerokie uznanie wśród krytyków. Tak w wielkim skrócie prezentuje się dotychczasowa kariera Marceliny – bardzo zdolnej wokalistki, która po trzech latach od ostatniej płyty prezentuje nam dzisiaj jej następcę, czyli Koniec wakacji. Jak zawsze przy okazji powrotów pojawia się wiele pytań, przede wszystkim: czy to będzie powrót w dobrym stylu?

Już teraz mogę powiedzieć, że tak, to jest powrót w dobrym stylu. Co prawda muszę zaznaczyć, że przed pierwszym odsłuchem podchodziłam do tego albumu nieco sceptycznie, ponieważ singiel promujący – Tańcz – nie przekonał mnie do siebie w stu procentach. Wydawał mi się zbyt cukierkowy i trochę irytujący. Wciąż nie jestem jego fanką, ale też nie przełączam go, gdy pojawia się na mojej playliście. Stąd moje obawy i pytania, czy Koniec wakacji nie będzie przesłodzony i czy w ogóle przypadnie mi do gustu. Tymczasem okazuje się, że czwarta płyta Marceliny jest płytą bardzo dziewczęcą, uroczą i różnorodną.


Podczas słuchania Końca wakacji doszłam do wniosku, że jest to była bardzo kontrastowa i to pod wieloma względami. Marcelina zgrabnie łączy lekkie, beztroskie kompozycje (Tańcz, Chemia z Niemiec) z tymi troszkę „cięższymi”, o bardziej wyważonym brzmieniu (Niby nic, Candy blue). Chwilami jest bardzo dziewczęco, radośnie i subtelnie, a chwilami kobieco, bezkompromisowo i z pazurem. Współczesne elektroniczne brzmienia ciekawie wypadają na tle staroświeckich (w pozytywnym, rzecz jasna, tego słowa znaczeniu) kompozycji. Dzięki podobnym zabiegom Koniec wakacji cechuje się różnorodnością, a Marcelina stylowo pokazuje swoją wszechstronność i szerokie spojrzenie na muzykę.

Wśród jedenastu* kompozycji na płycie nie znajdziemy dwóch jednakowych numerów – każdy z nich ma coś, co wyróżnia je spośród pozostałych. Rozpoczynające całość Dinozaury to fantastyczny kawałek, tak słoneczny i pozytywny, że uśmiecham się, gdy go słucham. Podobny klimat ma Cicho tak, choć tutaj królują rozmarzenie oraz błogość. Niby nic jest nagraniem bardziej retro o romantycznym wydźwięku podkreślonym latynoskim temperamentem. W Organizmach wybija się wspaniały bas, nadający piosence nieco ostrzejszego charakteru. Największą perełką jednak jest Candy blue. Zwolennicy klasycznego, starego rocka powinni być zachwyceni. Ja, jako wielbicielka podobnej muzyki, jestem zakochana w tym utworze. Wysoki, delikatny głos Marceliny bezbłędnie odnajduje się w otoczeniu wyraźnych gitarowych brzmień. Chapeau bas!


Muszę też zwrócić uwagę, jak adekwatnie wybrano tytuł płyty do jej zawartości. Koniec wakacji to czas, gdy z jednej strony cieszymy się ostatnimi upalnymi dniami i wykorzystujemy beztroskę, ale już czujemy na karku oddech zbliżającej się jesieni. Właśnie taki jest najnowszy album Marceliny – odnajdziemy tutaj zarówno tę energię i urok dogorywającego lata, lecz także stonowaną oraz trochę melancholijną jesienną aurę. Zdaje się, że to strzał w dziesiątkę.

Mogę szczerze przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczona tą płytą. Po mieszanych uczuciach związanych z singlem Tańcz nie spodziewałam się tak zróżnicowanego wydawnictwa. Tymczasem z ręką na sercu mówię, że mój koniec wakacji spędzam niemal bez przerwy z Końcem wakacji Marceliny i wygląda na to, że kolejne miesiące również upłyną mi pod znakiem tej niezwykle miłej płyty.


★★★★★★★★☆☆
po-słuchaj: Dinozaury, Niby nic, Candy blue, Cicho tak

*Na albumie znajdziemy trzynaście utworów. Ostatnie dwie pozycje zajmują piosenki o jakże skrajnych nazwach – Wanna Dance i Wanna Die. Są to po prostu anglojęzyczne wersje utworów Tańcz i Nie rycz. Osobiście uważam umieszczenie ich za zbędne posunięcie, ale jeśli ktoś lubi, gdy Marcelina śpiewa po angielsku to powinien być zadowolony.

5 komentarzy:

  1. Najbardziej podoba mi się "Nie rycz". Potem jeszcze "Cicho tak". Ósemki osobiście bym tej płycie nie dał, no ale to oczywiście kwestia gustu. Dodam tylko, że wersja, której słucham ma 13 utworów, nie 12, i ciekaw jestem dlaczego? :) Jest jakaś wersja "international", czy coś w tym stylu?

    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero teraz zauważyłam, że rzeczywiście płyta ma 13 utworów. Ja dostałam odsłuch przedpremierowy z 12 utworami, więc pewnie stąd ten błąd. Dzięki za czujność :)

      Usuń
  2. Słyszałam fragment Candy Blue i bardzo mi się podoba.
    Nowy post, zapraszam
    http://scarlett95songs.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Płyty jeszcze nie znam, ale słuchałam singla "Tańcz", który i mnie średnio przekonał do siebie.

    Nowy wpis na https://the-rockferry.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam dość podobne spostrzeżenia. Choć, ja akurat z chęcią sięgam po "Tańcz". Według Twojej skali celował bym raczej w 6 może 7/10. Zapraszam do porównania odczuć. U mnie też Marcelina. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń