Z niejakim zaskoczeniem zauważyłam, że w dotychczasowych wpisach z serii rockowej nie pojawiły się jeszcze utwory śpiewane przez kobietę. A przecież w historii rocka znajdziemy wiele kobiecych nazwisk, które są uosobieniem tego gatunku muzycznego i które zapisały się w świadomości słuchaczy. Dzisiaj napiszę tylko o trzech takich postaciach, ale w przyszłości jeszcze z pewnością niejeden damski wokal się w Porozmawiajmy o rocku pojawi.
Joan Jett & The Blackhearts – I Hate Myself For Loving You (1988).
Głos Joan Jett zawsze kojarzył mi się z drapieżnością, zadziornością i pewnością siebie. Uwielbiam tę chrypkę, którą artystka umiejętnie eksponuje w swoich utworach. Kawałek I Hate Myself For Loving You przemawia do mnie wyrazistym, mocnym charakterem oraz miarowym, chwytliwym rytmem. Piosenka ma też w sobie coś, co jest niejako cechą charakterystyczną rocka – wyznanie o zawodzie miłosnym ubrane w intensywną, żywą warstwę brzmieniową.
O.N.A. – Kiedy powiem sobie dość (1996).
To jeden z tych kultowych utworów, których nie trzeba przedstawiać ani nadto o nich opowiadać. Od siebie jedynie powiem, że szlagier grupy O.N.A. długo do mnie nie trafiał, bo po prostu go nie rozumiałam. Zasłyszałam go w dzieciństwie, później co jakiś czas przewijał się w moim życiu, ale trochę się zeszło, nim w pełni wsłuchałam się zarówno w tekst, muzykę, jak i charyzmatyczny wokal Chylińskiej. Może nie jest to najbliższa mi piosenka, ale w pewnością taka, do której lubię raz na jakiś czas powrócić.
Blondie – Atomic (1980).
Wiedziałam, że w tym wpisie chcę umieścić jeden z numerów Blondie, jednak długo myślałam, który wybrać. Wreszcie zdecydowałam się na Atomic, może nie największy przebój zespołu, ale taki, którego słuchanie sprawia mi największą prawdę. I choć uwielbiam głos Debbie Harry, to bardzo podoba mi się to, że w Atomic położono nacisk na fantastyczną warstwę brzmieniową. To właśnie ona, w moim przekonaniu, jest najmocniejszym punktem kawałka. Tych charakterystycznych gitar nie można pomylić z niczym innym.
Lubię rockowe nutki :D
OdpowiedzUsuńBlondie to lekki, w moim odczuciu, kicz, ale w dobrym tego słowa znaczeniu :)
OdpowiedzUsuńNowy wpis na the-rockferry.pl
Z tego zestawu zdecydowanie mi najbliższa jest piosenka o.n.a. Co prawda, tak jak piszesz, dla mnie też nie jest to ich najlepszy kawałek, ale przebój był z tego spory i czasami do niego wrócić to fajna sprawa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam na nowy wpis.
PS. Dawno już nie słyszałem słowa "szlagier" ;)
Kiedyś jak grałam w internetowym radiu miałam audycje poświęconą rockowi i ze smutkiem uświadomiłam sobie jak niewiele jest rockowych wokalistek. Trapi mnie też to, że O.N.A. nie ma na Spotify, mam nadzieję, że kiedyś się dogadają w sprawie praw autorskich, w końcu WARTO było szaleć tak. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.