niedziela, 16 grudnia 2018

Relacja z koncertu Organka w Warszawie

Są tacy artyści, na których koncerty chce się chodzić bez przerwy. W moim przypadku jest to zespół Organek  ilekroć pojawiają się w okolicy, staram się pojawić na ich występie, bo wiem, że dobrą zabawę mam zagwarantowaną. Nie inaczej było w ostatnią sobotę. Grupa wystąpiła na deskach warszawskiej Stodoły, wieńcząc tegoroczną trasę koncertową i wprawiając publiczność w doskonały nastrój.

Zanim pojawiła się gwiazda wieczoru, wysłuchaliśmy występów dwóch supportów  Roberta Cichego oraz zespołu Ted Nemeth. Z pierwszym artystą nie miałam wcześniej żadnej styczności; nie znałam jego dokonań, ale wówczas wywołał na mnie pozytywne wrażenie. Jego krótki set był wulkanem rockowej energii. Podobnym wulkanem byli Ted Nemeth, których twórczość znam od pewnego czasu i byłam ciekawa, jak wypadną na żywo. I, jak przypuszczałam, wypadli bardzo dobrze. Sprawnie rozkręcili publiczność przed Organkiem.


Kilka minut po 21 publiczność zaczęła powoli skandować nazwę grupy, na którą wszyscy czekaliśmy. Nie musieliśmy długo czekać. Po krótkim, nieco psychodelicznym intrze, podkreślonym intensywną grą świateł, na scenie pojawili się muzycy, tłum zaczął szaleć i popłynęły pierwsze dźwięki numeru Rilke. Z drugiej płyty usłyszeliśmy jeszcze numery takie, jak Get It Right, Wiosnę, Ki Czort, Ultimo, moje ukochane Mississippi w Ogniu oraz tytułową Czarną Madonnę - elektryzujący wykon, który Organek zadedykował zmarłym w tym roku Korze oraz Robertowi Brylewskiemu


Nie zabrakło utworów z pierwszej płyty. Pojawiły się Głupi ja, O matko, Kate Moss i Nie lubię. Ostatni wymieniony trwał blisko dziesięć minut, podczas których każdy z muzyków dał popis swoich umiejętności. I choć zwykle takie wykonania nieco mnie nużą (Nie lubię trwało blisko dziesięciu minut), tak tutaj za każdym razem uważnie śledziłam każdy ruch artystów. Podobało mi się, że niektóre z piosenek trochę przearanżowano i zmieniono ich brzmienie, jednocześnie zachowując początkowy charakter. Ciekawą niespodzianką był gościnny występ Mariusza Lubomskiego, który zaśpiewał swój utwór Spacerologia.

To, co zawsze podoba mi się w koncertach Organka to ogromny przekrój wiekowy publiczności. Widziałam kilkuletnią dziewczynkę, która skakała tuż obok pana w wieku 60+. Po drodze dwudziesto-, trzydziesto- i czterdziestolatkowie. Wspaniałe, że muzyka grupy jednoczy tak różnorodnych ludzi. Nie bez kozery Organek podczas Wiosny śpiewa Jesteście piękni trzydziestoletni, siedemdziesięcioletni, dwudziestoletni, niepełnoletni, i tak dalej. Świetny dowód na to, że muzyka wciąż może  i przede wszystkim powinna  łączyć pokolenia.

Nie wiem, który to koncert Organka, na którym byłam, wiem jednak, że z pewnością nie jest to ostatni raz. Zwłaszcza że Tomasz potwierdził pracę nad kolejną płytą, która wkrótce ma się ukazać. Ja już nie mogę się doczekać, a Was zachęcam wybrać się na koncert tego zespołu. Idealna okazja, by się wyskakać, wykrzyczeć i ogólnie wyszaleć w rytm fantastycznego rockowego grania. Nie pożałujecie!

5 komentarzy:

  1. A ja właśnie miałam tak, że jak poznałam muzykę Organka (2014?) to bardzo chciałam iść na koncert, ale nie miałam okazji. A potem udało się na Spring Break i jakoś cały czar prysł. Średnio mi się podobało i od tego czasu nie byłam na nich ponownie.

    Nowy wpis na https://the-rockferry.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale zazdroszczę... Mam nadzieję, że kiedyś usłyszę Organka na żywo <3

    Nowy post. Zapraszam
    scarlett95songs.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamiętam, że cos kiedyś o nich u Ciebie czytałem. "Czarna Madonna" podoba mi się całkiem bardzo, ale reszty ich utworów nie pamiętam, więc chyba sobie niebawem odświeżę :)

    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie na nowy wpis :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Organek na żywo zawsze na propsie, szczególnie uwielbiam wersję live "King of the Parasites". Na razie jednak wstrzymuję się z koncertami grupy, bo czekam na nowy materiał.
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń