środa, 1 kwietnia 2020

Wywiad: bARTek. „Fascynujące jest to, jak każdy osobiście odbiera te cztery piosenki”

Dzisiejszy wpis jest wyjątkowy z dwóch względów. Przede wszystkim rozmawiam dzisiaj z debiutującym na scenie muzycznej bARTkiem, którego EPka, Te Quiero. Take Me Home, ukazała się w zeszłym tygodniu. Ale co też istotne  to pierwszy wywiad, który przeprowadziłam w ramach działalności po-słuchaj. Przekonajcie się sami, jak przebiegła rozmowa  zapraszam!


Karolina: Wydanie płyty to nie lada przeżycie. Jak się czujesz kilka dni po premierze?
bARTek: Szczerze? Trochę dziwnie. Może dlatego, że ukazuje się ona w takim nietypowym, odizolowanym momencie, którego oczywiście nie mogłem przewidzieć. Pracowałem nad tą EPką ponad rok i mocno się z nią zżyłem, więc do uczucia podekscytowania dochodzą też obawy przed tym, jak ona zostanie odebrana przez słuchaczy. Zakładam, że każdy artysta czuje się podobnie, ale nie mam jak tego zweryfikować.

Ale domyślam się, że pierwsze opinie już się pojawiły? Rozwiały one trochę Twoje obawy?
Zdecydowanie! Odbiór był bardzo pozytywny. Najbardziej fascynujące jest to, jak każdy osobiście odbiera te cztery piosenki. Trochę tak, jakby w chwili premiery przestały być moje i zaczęły żyć własnym życiem. Jest to trochę na odwrót niż moje pierwotne oczekiwania.

Więc jakie były Twoje pierwotne oczekiwania?
Haha, dobre pytanie. Myślę, że naiwnie wydawało mi się, że to moje intencje definiują odbiór danej piosenki. Tymczasem jest to tylko punkt wyjściowy. Wyluzowany klimat, bardziej lub mniej pozytywne wibracje, mroczne brzmienie i tak dalej. Takie były moje założenia, które szybko zostały zweryfikowane. W pozytywny sposób zresztą, bo to bardzo fajne obserwować innych, jak nadają moim utworom swoje własne znaczenie.

Tak, to jest chyba piękno muzyki i sztuki w ogóle  że każdy odbiorca interpretuje dany utwór na własny sposób. A wymiana uwag pozwala jeszcze bardziej poszerzyć swoją perspektywę.
Na sto procent. Zakładam, że uczucia towarzyszące mi przy tej premierze są zupełnie jednorazowe, bo to debiut. Tak naprawdę artysta, tekściarz czy producent nie mają kontroli nad tym, co zrobią z ich kreacją odbiorcy. I to chyba lepiej.


No właśnie. Te Quiero. Take Me Home to Twój debiut. Chęć wydania czegoś własnego tkwiła w Tobie od zawsze czy może to była decyzja pod wpływem chwili?
Jestem chyba zbyt zorganizowany na aż taki spontan. Zaczęło się, jak to zwykle bywa, od marzenia. Jako nastolatek robiłem beaty na komputerze, a mój najlepszy kumpel do nich śpiewał. Ta potrzeba zrealizowania się muzycznie siedziała we mnie od tamtej pory. To długa historia, ale koniec końców zacząłem nad sobą pracować i ta EPka jest zmaterializowaniem się tamtej odległej potrzeby.

A od początku wiedziałeś, że będziesz się trzymał elektroniki?
Tak. To chyba wynika z tego, jakich artystów słuchałem w tamtym czasie. Mroczna elektronika, trip hop, industrial. Zawsze mnie ciągnęło w tamtym kierunku. Nawet David Bowie zafascynował mnie dopiero, kiedy odkryłem jego płyty Outside i Earthling. Co nie znaczy, że to się nie zmieni. Ostatnio eksperymentuję trochę z „żywszymi” instrumentami i ciągnie mnie w kierunku lo-fi.

Właśnie chciałam Cię zapytać o to, jaka muzyka towarzyszyła Ci podczas tworzenia. Miałeś jakąś inspirację? Oczywiście nie w znaczeniu naśladowania. Mam na myśli artystów, których twórczość szczególnie motywowała Cię do własnej pracy. Był ktoś taki?
Od kiedy pamiętam, największą inspiracją zawsze była dla mnie grupa Portishead i ich płyta Dummy. Do dziś pamiętam pierwszy raz, kiedy ją usłyszałem. Nie mogłem potem spać. Muzycznie przemeblowało mi się wtedy wszystko w głowie i zrozumiałem, że kreatywnie nie ma żadnych granic. Ale, żeby nie było, że ciągle tkwię w latach 90-tych, to dodam, że moją ostatnią wielką fascynacją było London Grammar. A ostatnio Celeste. Uwielbiam dobry soul.

Pozostając jeszcze chwilę w temacie innych, która z ostatnich premier spodobała Ci się najbardziej?
Waham się pomiędzy nową piosenką Sevdalizy (Lamp Lady) a Lianne La Havas (Bittersweet). Obie mnie mocno zachwyciły.


Lianne La Havas kojarzę z pięknego coveru Starry Starry Night. Dobrze, ale wróćmy do Twojej EPki. Jesteś w stanie wskazać utwór, z którego jesteś najbardziej dumny? Albo taki, który kosztował Cię najwięcej pracy?
Dwie piosenki, które pojawiły się wcześniej jako single, przeszły przez metamorfozę zanim pojawiły się na EPce. Mam na myśli Walking K i Miau. Obie chciałem przerobić nie do poznania i zabrało mi to sporo czasu. Z drugiej strony, Square Lines powstało w całości w ciągu jednego dnia i też jestem z tego utworu dumny, tylko tak jakby inaczej. Z kolei The Big Flow miał wcześniej inne wokale. Kiedy pojawiła się nowa wokalistka, musiałem przerobić całość tak, aby pasowała do barwy jej głosu. Więc jednym słowem  nie. Nie jestem w stanie, haha!

Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem, jak przekształciłeś Walking K. Pamiętam pierwszą wersję; teraz obydwie wydają się zupełnie odrębnymi, niezależnymi od siebie utworami. Przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie.
Dzięki, taki był mój zamiar. W dzisiejszych stramingowych czasach albumy mają coraz mniejsze znaczenie, a coraz bardziej liczą się single. Nie chciałem więc, aby moja EPka wyglądała jak składanka. Zawsze sam się zżymam, kiedy słuchając premierowej płyty, znam połowę piosenek, więc nie chciałem robić tego samego ludziom, którzy zdecydują się poświęcić czas na słuchanie mojej EPki.

To naprawdę świetne podejście, bo mnie też irytuje (choć bardziej rozczarowuje), gdy przed oficjalną premierą albumu znam jego większą część, bo przedtem w świat poszło kilka singli. Czuję wtedy jakiś niedosyt i ogólnie psuje mi to odbiór całości.
Dokładnie. Mam bardzo podobnie. Więc te przeróbki obu singli, to w pewnym sensie miał być taki prezent-niespodzianka. Dzięki temu wcześniejsze wersje mogą sobie istnieć niejako niezależnie.

Muszę spytać o tytuł EPki. Te Quiero. Take Me Home, czyli „Kocham Cię. Zabierz mnie do domu”. Dlaczego właśnie tak zdecydowałeś się nazwać płytę?
Pamiętam swoje pierwsze spotkanie z Anne [Groen  przyp. red.], które pojawia się w dwóch piosenkach na EPce. Powiedziałem jej wtedy, że mam tylko jeden warunek. Nie chcę, żeby były to "teenage love songs", co ją zresztą bardzo ucieszyło. Kiedy jednak zebrałem te cztery piosenki w całość..., oczywiście, że są to piosenki o miłości. Co prawda na trip hopowych podkładach i o bardziej skomplikowanych relacjach. Próbowałem więc znaleźć jakiś wspólny motyw i zdałem sobie sprawę, że zarówno teksty Anne, jak i Lisy z Ashes and Dreams dotyczą podobnej emocji. Silnej, nieokiełznanej potrzeby. Wiem, że brzmi to trochę dramatycznie, dlatego też pierwsza połowa tytułu jest po hiszpańsku. Bo tak jak w hiszpańskojęzycznym melodramacie, każda z bohaterek mogłaby to zdanie wypowiedzieć. Może w innej sytuacji, ale to je według mnie łączy.

Czyli jest to takie spoiwo. A dlaczego Miau? Od początku bardzo mnie ten tytuł intryguje.
Tego nie da się dobrze wyjaśnić. Pierwsza wersja tej piosenki, nigdy nieopublikowana, zaczynała się od dźwięków syntezatora, które Anne nazwała „miauczącymi”. Podchwyciłem to z miejsca i uznałem, że nadaje się na tytuł.


Muszę przyznać, że to jeden z najbardziej oryginalnych tytułów, jakie znam. Jak Ci się współpracowało z obiema artystkami?
Genialnie. Choć tak naprawdę na odległość. Anne mieszka w Holandii, a Lisa w Kanadzie. Z pierwszą spotkałem się w czasie moich studiów w Amsterdamie, a z drugą dopiero planuję się spotkać, o ile koronawirus pozwoli. Ale nasza współpraca była naprawdę genialnie prosta i jestem im bardzo wdzięczny za tak dobre pierwsze doświadczenie. Praca online w ogóle nam nie przeszkodziła w osiągnięciu spójnej całości i nigdy nie czułem tej wielkiej odległości między nami.

Gdybyś miał możliwość stworzenia utworu z dowolnym artystą (nawet nieżyjącym), to kogo być wybrał?
Chyba Tori Amos. Słucham jej od lat i pamiętam, że miała w pewnym momencie sporą fascynację elektroniczną muzyką. Myślę, że jej fortepian i moje beaty pasowałyby do siebie.

Pamiętam jej ostatnią płytę. Wywarła na mnie spore wrażenie, choć nie powiem, żebym do niej często wracała. Chyba musi mnie najść odpowiedni nastrój, by jej posłuchać.
Każda jej płyta jest trochę inna i ma inny klimat. Tori lub koncept-albumy z jakąś historią czy myślą przewodnią. Ta, o której myślę w tym momencie to To Venus and Back z dużą ilością syntezatorów. Ale lubię też jej bardziej alternatywne odsłony, mroczniejsze, z fortepianem. Tori to dla mnie swego rodzaju ikona, towarzyszy mi od lat i wielokrotnie wywróciła moje postrzeganie muzyki do góry nogami.

Dobrze, to chyba tyle ode mnie. Dzięki za rozmowę i życzę dalszych sukcesów oraz świetnych płyt. Chciałbyś coś jeszcze dodać od siebie?
Super, bardzo dziękuję, świetnie się rozmawiało. W sumie chyba nie mam nic więcej do dodania, może oprócz tego, że obecnie na Instagramie publikuję zajawki nowych utworów w ramach akcji #stayathome, czyli po prostu dzielę się nową muzyką, gdyby ktoś był zainteresowany.


bARTek prowadzi też własnego bloga, na którym, podobnie jak ja tutaj, dzieli się utworami godnymi uwagi. Blog znajdziecie pod tym linkiem, a jego Instagram tutaj.

6 komentarzy:

  1. Jeszcze raz wielkie dzięki za rozmowę! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam. Cały wywiadzik! :D Najbardziej ciekawił mnie skąd się wziął tytuł EP'ki. I dostałam odpowiedź.

    Po długim czasie zapraszam do siebie na nowy post.
    https://rebellek.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratulacje Bartek - oddane fanki😁

    OdpowiedzUsuń
  4. O, skądś znam tego artystę ;)

    Fajnie, że padło pytanie o inspiracje. Dla mnie zawsze było ciekawe, czy jak ktoś bierze się za nagrywanie swojej muzyki, to szuka czegoś ciekawego w piosenkach innych, czy daje sobie spokój od słuchania czegoś innego by się przez przypadek nie zainspirować 'za bardzo'.

    Nowy wpis na the-rockferry.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy to już są narodziny gwiazdy? :D
    Trochę prawda, że EP-ki mają teraz większe wzięcie niż albumy, a płyty długogrające są coraz krótsze. Myślę, że to skutek postępującej technologii i problemów z koncentracją wśród ludzi. Cieszy mnie też, że zapytałaś o tytuł, bo to skąd się wziął też mnie ciekawiło.
    Ciekawy wywiad i życzę Bartkowi kolabu z Tori Amos.
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny wywiad, super się go czytało:)

    OdpowiedzUsuń